Friedrich Schiller

Nowa Solidarność

Nr 12, 1997


Kościuszkowski program gospodarczy dla Polski

Obecną sytuację międzynarodową opisać można jako decydującą walkę o suwerenność państwową poszczególnych narodów świata, zagrożonych polityką powrotu do nowej formy feudalizmu, narzucanej z pomocą różnych organizacji i porozumień ponadnarodowych. Chociaż siły walczące w poszczególnych krajach o zachowanie niezawisłości narodowej wydają się dziś znikome w porównaniu z wpływami Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW), Unii Europejskiej czy Światowej Organizacji Handlu, to jednak musimy być przygotowani na zbliżający się upadek i całkowitą dezintegrację obecnego globalnego systemu finansowego, by nie dopuścić do chaosu i w szybkim tempie zmobilizować odpowiednie środki do odbudowy gospodarki. Rozkład systemu MFW jest nieunikniony, gdyż opiera się na spekulacji i przypomina kasyno, a nie tradycyjny kapitalizm przemysłowy. W momencie jego załamania się, czołowe elity finansowe podejmą wszelkie wysiłki, by narzucić poszczególnym krajom "faszyzm z ludzką twarzą". Jedyną instytucją zdolną pokonać te elity jest państwo-naród, oparte na zasadach republikanizmu w tradycji Benjamina Franklina, Tadeusza Kościuszki i in.

Należy podkreślić, że budowanie suwerennego państwa wymaga ukształtowania pewnych instytucji narodowych gwarantujących wzrost gospodarczy, np. banku narodowego czy powszechnego systemu oświaty. Wynika to stąd, że państwo narodowe to nie tylko grupa ludzi o wspólnej tradycji i wspólnym języku. Jest to przede wszystkim społeczność, która wyznacza sobie za główny cel wspólną kontynuację procesu tworzenia Wszechświata, tzn. rozwój nauki, a także zwiększenie panowania człowieka nad naturą dzięki nowym technologiom. Celem tego procesu jest polepszenie poziomu życia nie tylko w danym kraju, lecz również na całym świecie. Tak więc suwerenność narodowa zaczyna się na polu ekonomii, co nie zawsze było w Polsce rozumiane -- na przykład, w 1989 r. zaadaptowano liberalną gospodarkę wolnorynkową znaną jako terapia szokowa MFW, która w znacznym stopniu ograniczyła wpływ obywateli naszego kraju na zachodzące w nim procesy.

1. Kredyt jako instrument gwarantujący narodową suwerenność

Suwerenność narodu oparta jest m.in. na prawie rządu do emisji kredytu przeznaczonego na produktywne inwestycje. Dlatego szczególnie ważne jest ustanowienie banku narodowego funkcjonującego zgodnie z zasadami opracowanymi już w XVIII w. przez Aleksandra Hamiltona, pierwszego sekretarza skarbu USA. Bank ten kontrolowany byłby przez państwo, a jego głównym zadaniem powinno być generowanie i dystrybucja (również za sprawą prywatnych banków, które mogą naliczać niewielką premię na kredyty) długoterminowego kredytu w formie bonów lub weksli (na 10-40 lat) o stopie oprocentowania nie przekraczającej 3%. Kredyt ten służyłby budowie opartej na nowoczesnych technologiach infrastruktury oraz rozwojowi przemysłu, wykorzystującego nowe odkrycia naukowe i technologiczne, mające strategiczne znaczenie dla całego kraju. Tak długo jak wzrost produktu fizycznego jest większy od kapitalizacji długu, nie istnieje niebezpieczeństwo inflacji czy problemu ze spłatą kredytów. Jedynym ograniczeniem dla linii kredytowych jest dostępna siła robocza i materiały budowlane.

Choć kredyt emitowany przez bank narodowy tworzony jest poza budżetami państwowym i lokalnymi, ma jednak na nie pozytywny wpływ, gdyż rozbudowuje istniejące podmioty gospodarcze i tworzy nowe, a tym samym zwiększa podatki napływające na rzecz budżetu centralnego i lokalnego. Nowe przedsięwzięcia redukują również wydatki z budżetu na cele socjalne, np. zasiłki dla bezrobotnych, gdyż tworzą nowe miejsca pracy. Poza tym, taka polityka kredytowa uniezależniłaby Polskę w dużym stopniu od obcego kapitału. Kredyty od zagranicznych inwestorów mogą nadal być zaciągane, ale jedynie na produktywne przedsięwzięcia i bez uciążliwych warunków.

Celem banku narodowego powinno być również znaczne ograniczenie spekulacji na rynkach kapitałowych poprzez ustanowienie kontroli przepływu pieniędzy oraz pomoc w nałożeniu podatków na operacje finansowe o spekulacyjnym charakterze. Należy wyjaśnić w tym miejscu, że proces tworzenia kredytu przez bank narodowy nie ma nic wspólnego z "socjalizmem". Wiele gospodarek kapitalistycznych rozwinęło się dzięki aktywnej roli państwa w dziedzinie bankowości i finansów, ponieważ prywatnym bankom trudno byłoby zebrać kapitał konieczny do zmobilizowania ogromnych środków dla realizacji odważnego programu gospodarczego. Poza tym, obecna filozofia banków prywatnych sprowadza się do inwestowania w spekulację w celu osiągnięcia szybkich zysków, co najczęściej kończy się ogromnymi stratami, jak w przypadku Barings Bank i in. Dlatego też instytucja banku narodowego, funkcjonującego w opisany powyżej sposób, jest niezbędnym elementem dla ustanowienia gospodarczej niezależności Polski.

a. zadłużenie i podatki

W kontekście globalnej rekonstrukcji systemu finansowego, polski bank narodowy powinien podjąć problem zadłużenia, zarówno zagranicznego jak i wewnętrznego. Legalne długi powinny być redyskontowane i zamienione na nowe obligacje, wykorzystane do finansowania ożywienia gospodarczego. W celu reorganizacji zadłużenia zagranicznego lub ogłoszenia moratorium na długi, polski bank narodowy i rząd powinien nawiązać kontakty z rządami innych państw znajdujących się pod presją MFW i BŚ.

Prezes Polskiego Banku Narodowego powinien zerwać z brytyjskim monetaryzmem i fiskalną wstrzemięźliwością, narzuconą przez MFW. Jeśli w latach 1994-95 NBP znalazł dla upadających banków komercyjnych ogółem 4 mld dolarów kredytu oprocentowanego na 1-2%, dlaczego nie może znaleźć kredytu na produktywne przedsięwzięcia!? Należy również opracować plan oddłużenia przedsiębiorstw przemysłowych, ponieważ w tej chwili ich zadłużenie przekracza dwukrotnie sumę należności i jest w znacznym stopniu efektem decyzji związanych z reformami wolnorynkowymi. Konieczne jest też obniżenie opodatkowania zysku brutto przedsiębiorstw, które w 1994 r. wynosiło 71% dla przemysłu wydobywczego i 65% w przemyśle przetwórczym (w 1989 r. wynosiło ono 35%).

2. Projekty rozbudowy infrastruktury

Rozbudowa infrastruktury na szeroką skalę powinna być podstawowym projektem kredytowanym przez bank narodowy. Infrastruktura na terenie Polski powinna stanowić integralną część sieci infrastrukturalnej obejmującej cały kontynent euroazjatycki. Projekt rozbudowy takiej sieci tzw. euroazjatycki most lądowy, zwany też nowym szlakiem jedwabnym, został opracowany przez Instytut Schillera w 1992 r. Niektóre państwa Azji i Bliskiego Wschodu, np. Chiny, Kazachstan i Iran, prowadzą od kilku lat poważne pertraktacje w celu realizacji tego projektu. Koncepcja euroazjatyckiego mostu lądowego obejmuje budowę szybkiej kolei od Atlantyku po Pacyfik jako centralnej części kompleksowych korytarzy rozwojowych o szerokości ok. 100 km, obejmujących również autostrady, drogi wodne, produkcję i dystrybucję energii, rozbudowę przemysłu przetwórczego i konstrukcję nowych miast, szczególnie w Azji Środkowej.

a. kolej

Polska ze względu na swoje położenie geograficzne znajduje się w centrum mostu lądowego, powinna więc zasygnalizować swoją gotowość do uczestnictwa w realizacji tego projektu i rozpocząć przygotowywanie planów budowy jego polskiej części. Obejmowałaby ona zintegrowaną sieć pociągów napędzanych polem magnetycznym, tzw. maglev, oraz szybką kolej dla transportu frachtu, osiągającą prędkość 250-300 km/h i zsynchronizowaną ze skomputeryzowanym systemem transferu kontenerowego. Zmodernizowane i nowe linie kolejowe powinny łączyć następujące miasta:

  • Gdańsk-Warszawa-Katowice-Kraków-Przemyśl-Ukraina (i z Katowic na Słowację);
  • Warszawa-Poznań-kierunek Berlin; Warszawa-Brześć-kierunek Białoruś;
  • Zgorzelec-Wrocław-Łódź-Warszawa-Białystok-kierunek Litwa; Wrocław-Katowice;
  • Szczecin-Poznań oraz Szczecin-Toruń-Kutno-Warszawa;

Chociaż obecne zagęszczenie sieci kolejowej w Polsce jest stosunkowo wysokie i wynosi 7,8 km na 100 km 2, to jednak wiele problemów wynika stąd, że polska kolej jest przestarzała (jedynie 50% jest zelektryfikowane!). Jedynie polski odcinek trasy Berlin-Warszawa-Moskwa-Pekin jest obecnie modernizowany w celu osiągnięcia standardu 160 km/h.

b. autostrady i transport miejski

Kolei powinny towarzyszyć autostrady, jednakże istniejący obecnie plan budowy 2 600 km autostrad realizowany ma być w ciągu 15 lat. Ten czas można by było skrócić, wykorzystując zamiast kredytów z prywatnych banków zagranicznych kredyt z polskiego banku narodowego, za czym przemawia również fakt, że budowa autostrad nie wymaga specjalnych technologii, a więc również znacznego importu za dewizy. Kredytowanie z banku narodowego nie wymagałoby również wprowadzania opłat za użytkowanie autostrad, ponieważ początkowy kredyt spłacony byłby pośrednio dzięki ożywieniu przedsiębiorstw uczestniczących w realizacji projektu.

Pamiętać również należy, że transport kolejowy jest tańszy od samochodowego, dlatego modernizacja i rozbudowa kolei powinna być zadaniem priorytetowym. (od wielu lat widać jest niekorzystny gwałtowny spadek przewozu frachtu koleją: w 80 r. wynosił on 473 mln ton, w 90 r. 278 mln, w 93 r. już tylko 212 mln ton, co wynika głównie ze stagnacji gospodarczej; zmniejsza się również długość linii kolejowych)

Należy również udoskonalić transport publiczny w miastach poprzez rozbudowę kolei podziemnej, czyli metro, oraz systemu estakad -- autostrad unoszących się ponad lokalnym ruchem ulicznym i umożliwiających szybkie połączenie międzydzielnicowe. Popierać też należy budownictwo mieszkaniowe, np. dzięki tanim kredytom, szczególnie ze względu na fakt, że proces uprzemysłowienia kraju doprowadzi do napływu ludności wiejskiej do miast.

c. drogi wodne

Ważnym zadaniem jest również lepsze udrożnienie i regulacja rzek dla transportu wodnego -- chodzi głównie o Odrę i Wisłę, które należą do najbardziej zaniedbanych rzek Europy. Rozpocząć też należy konstrukcję kanałów łączących nie tylko obydwie te rzeki, ale również polską sieć rzeczną z innymi rzekami europejskimi.

Należy więc w pełni wykorzystać i zmodernizować połączenie Odra-Warta-Noteć w kierunku Bydgoszczy i Wisły, oraz połączyć Wisłę i Odrę na południu dzięki nowemu kanałowi w okolicach Krakowa i Katowic; zmodernizować należy połączenie Narew-Biebrza-Niemen oraz połączyć Bug z Prypecią; Czesi i Słowacy zainteresowani są połączeniem Dunaju z Odrą, więc regulacja tej rzeki z pewnością byłaby argumentem przekonywującym do takiej inwestycji, która otworzyłaby polską żeglugę śródlądową na Południe.

Z powodu zaniedbania rzek spadł również transport śródlądowy: w 80 r. przewieziono drogą wodną 22 mln ton, w 93 r.: 8 mln ton; od wielu lat rząd posiada plan regulacji Odry, która docelowo powinna umożliwić transport 17 mln ton rocznie, co zmniejszyłoby koszty transportu np. węgla, którego cena w 40 % wynika z drogiego transportu. Obecnie transport Odrą jest o wiele niższy niż przed drugą wojną światową.

Dodatkową korzyścią płynącą z rozbudowy euroazjatyckiego mostu lądowego będzie niewątpliwe ożywienie stosunków handlowych między Polską a krajami leżącymi wzdłuż nowego "szlaku jedwabnego" w Azji i na Bliskim Wschodzie. Polska powinna na nowo spełniać rolę dostawcy dóbr inwestycyjnych i nowych technologii w tym rejonie świata.

3. Nauka i przemysł

Nowe korytarze infrastrukturalne stanowić będą kręgosłup, wzdłuż którego powstaną nowe ośrodki działalności gospodarczej, zaś stare zostaną rozbudowane. Podstawowym elementem w rozwoju tych ośrodków jest stosunek między nauką a przemysłem. Błąd ideologii zarówno Karola Marksa jak i Adama Smitha wynikał m.in. stąd, że obydwaj nie rozumieli istoty natury ludzkiej, to znaczy faktu, że umysł ludzki jest źródłem twórczych rewolucji w aksjomatach myślenia ludzkiego, mających wpływ na zmianę procesów gospodarczych i redefiniowanie pojęcia zasobów naturalnych. Z takiego założenia wynika konieczność ścisłej integracji procesów gospodarczych i badań naukowych. Taka współpraca prowadzi do wzrostu wydajności produkcji i tworzenia nowych miejsc pracy, np. szybki rozwój przemysłu w końcu XIX w. był rezultatem rewolucji naukowych dokonanych głównie przez naukowców współpracujących z Gaussem, Weberem, Edisonem i Siemensem. Dzięki ich odkryciom nastąpił przełom w budowie maszyn oraz zastosowanie napędu elektrycznego na szeroką skalę. Wyższy poziom intensywności przepływu energii doprowadził do stworzenia miliona nowych miejsc pracy w przemyśle.

Ten proces odzwierciedla centralną ideę rozwiniętej przez G.W. Leibniza ekonomii fizycznej, poszerzonej w naszych czasach przez amerykańskiego ekonomistę Lyndona LaRouche'a. Według tej idei wzrost natężenia przepływu energii w przeliczeniu na km 2 i na głowę mieszkańca prowadzi do wzrostu wolnej energii, która oznacza więcej czasu i siły roboczej zaangażowanej w prace naukowe, nie przynoszące bezpośrednio konkretnego zysku. Wraz ze wzrostem natężenia przepływu energii i rosnącym poziomem wolnej energii, społeczeństwo jest w stanie pokonać względne ograniczenia natury i podnieść potencjalną gęstość zaludnienia, obalając w ten sposób maltuzjańską propagandę konieczności redukcji liczby ludności Ziemi.

a. kierunki polskiej nauki

Polska powinna na nowo ożywić badania naukowe i prace nad nowymi technologiami w wybranych dziedzinach, w których ma już pewne doświadczenie. Na przykład, kraj nasz posiada znaczne osiągnięcia w budowie samolotów i statków, a także w dziedzinie technologii laserowych; Polska osiągnęła również pewien postęp w badaniach nad reaktorami wysokotemperaturowymi i nad technologią gazyfikacji węgla, tzw. magnetohydrodynamiką. Polski przemysł optyczny był dostawcą przyrządów optycznych dla programów załogowych lotów kosmicznych, lubelski zespół naukowców pracował nad technologią światłowodów, rozwijano również tomografię komputerową ważną w medycynie.

Naszym zadaniem powinno być też stworzenie kadry naukowej i wysokowykwalifikowanej siły roboczej, mogącej przyczynić się do rozwoju następujących technologii:

  • nowe materiały, szczególnie nowe kombinacje węglowe i kryształy;
  • statki napędzane silnikami magnetohydrodynamicznymi;
  • samoloty supersoniczne oraz statki kosmiczne wielokrotnego użytku;
  • program badań przestrzeni kosmicznej z myślą o założeniu miast-stacji badawczych na Marsie.

b. odbiorcy nowych technologii

W celu zastosowania w praktyce idei nauki jako silnika ożywienia gospodarczego podjąć należy dwie pozornie sprzeczne ze sobą inicjatywy:

Po pierwsze, państwo musi zainwestować odpowiednie kredyty w wymienione powyżej projekty rozbudowy infrastruktury, gdyż stanowić one będą rynek dla wielu nowych technologii.

Po drugie, prywatni przedsiębiorcy -- inżynierowie, technicy, naukowcy -- powinni znaleźć sprzyjające warunki dla tworzenia małych lub średniej wielkości prywatnych produkcyjnych przedsiębiorstw (np. dzięki tanim kredytom i niskim podatkom umożliwiającym inwestycje), w których najłatwiej jest zastosować na ograniczoną skalę nowe maszyny oparte na przełomowych badaniach naukowych. Rolę taśmy transportowej dla nowych technologii -- z laboratorium do dużego przemysłu -- odegrał w swoim czasie niemiecki tzw. Mittelstand, który dał wielu kreatywnym przedsiębiorcom wolność prowadzenia niezależnych prac inżynierskich.

W warunkach globalizacji i wolnego rynku osiągnięcie takiej swobody działania i twórczości jest niemożliwe, choć może to brzmieć jak paradoks. Filozofia ponadnarodowych korporacji kładzie nacisk na osiągnięcie wysokich zysków w jak najkrótszym terminie, natomiast badania podstawowe i rozwój technologii wymaga długoterminowych i często kosztownych nakładów, co z punktu widzenia "globalistów" po prostu się nie opłaca. Nie rozumieją oni, że zysk w gospodarce wynika z jej transformacji na wyższy poziom wydajności i wolnej energii, dającej ludziom możliwość dalszego rozwoju nauki.

Z tego punktu widzenia ocenić należy programy prywatyzacji ostatnich sześciu lat jako proces negatywny. W większości polegał on na zamianie polskiego przemysłu w proste montownie dóbr konsumpcyjnych. Świadczy o tym chociażby fakt, że nawet dzisiaj, ponad 40% eksploatowanych w polskiej gospodarce maszyn i urządzeń pochodzi sprzed 1970 r., a około 40% z lat siedemdziesiątych! Ostatnie 16 lat charakteryzuje się więc prawie całkowitym zastojem. Stopień zużycia maszyn, urządzeń i narzędzi w najważniejszych działach przemysłu, np. produkcji maszyn i urządzeń, przekraczał w końcu 1993 r. 80%!

4. Polityka rolna.

Produkcja rolna jest jednym z elementów narodowego bezpieczeństwa gospodarczego, dlatego nie może być traktowana jak "dochodowy biznes", który w przypadku braku koniunktury może po prostu upaść.

Dlatego też władze państwowe powinny podjąć kroki gwarantujące ceny parytetowe (czyli gwarantujące pokrycie kosztów produkcji i minimalny zysk konieczny dla inwestycji) na podstawowe artykuły żywnościowe oraz cła protekcyjne, chroniące polski rynek przed dumpingiem taniej żywności. Rolnictwo, tak jak inne produktywne działy gospodarki, powinno mieć dostęp do taniego kredytu na zakup koniecznych maszyn i środków produkcji rolnej w celu podniesienia wydajności w przeliczeniu na osobę zatrudnioną w rolnictwie oraz wydajności z hektara użytków rolnych (np. do poziomu w krajach zachodnioeuropejskich; dla porównania -- przeciętne plony ziemniaków, pszenicy i żyta z hektara były w Polsce w 1992 r. prawie dwukrotnie niższe niż w Niemczech. Niskie zastosowanie środków ochrony i nawozów sztucznych w Polsce nie powinno być powodem do dumy lecz raczej do niepokoju).

Odpowiednia polityka kredytowa podniosłaby również produkcję przemysłową w gałęziach produkujących na rzecz rolnictwa, a jednocześnie umożliwiła konieczny odpływ siły roboczej z rolnictwa do przemysłu. Obecnie aż 30% polskiego społeczeństwa mieszka na wsi. Polityka modernizacji rolnictwa i ogólnego uprzemysłowienia kraju jest jedynym poprawnym podejściem do polskiej wsi, wszelka propaganda na temat rolnictwa ekologicznego lub małego lokalnego biznesu jako sposobu na likwidację ukrytego bezrobocia na wsi, oparta jest na fałszywych zasadach gospodarczych.

5. Energetyka

W przypadku wzrostu gospodarczego w Polsce, porównywalnego z wzrostem gospodarczym w Korei Południowej w latach 70-tych i 80-tych, coroczny wrost zapotrzebowania na energię powinien wynosić 7-10%. Załóżmy, że będzie on nieco skromniejszy i wynosić będzie 5%, co w ciągu dziesięciu lat oznacza konieczność niemalże podwojenia mocy zainstalowanych w Polsce elektrowni. W 1994 r. wynosiła ona 33 tys. MW, a więc Polska powinna starać się zwiększyć moc produkcyjną zainstalowanych elektrowni co najmniej o 20-25 tys. MW w ciągu zbliżających się kilku dekad. Zacząć więc należy realizację programu budowy elektrowni jądrowych -- przynajmniej 10-15, o mocy od 700 do ponad 1 tys. MW, w zależności od wybranego typu, przestudiować również należy możliwość budowy nowych hydroelektrowni. Elektrownie jądrowe powinny stopniowo zastąpić produkcję energii z węgla brunatnego, z którego obecnie otrzymuje się 43% energii w Polsce. Pierwsze reaktory powinny być umiejscowione na wybrzeżu, chociażby w Zarnowcu, ze względu na fakt, że produkcja energii jest szczególnie niska w północno-wschodnim rejonie Polski, a także na Śląsku, gdzie opracowywane obecnie reaktory wysokotemperaturowe (HTR) mogłyby dostarczać wysoką temperaturę konieczną do gazyfikacji węgla i uzyskiwania energii za pomocą magnetohydrodynamiki a nie prostego spalania, co korzystne będzie dla środowiska i stworzy wiele nowych miejsc pracy. Kolejne elektrownie jądrowe powinny być ulokowane w dużych aglomeracjach miejskich z rozwijającym się przemysłem.

Pierwsze elektrownie jądrowe mogłyby wykorzystać najnowocześniejsze istniejące już rozwiązania, np. zaawansowane reaktory z wrzącą wodą, ABWR czy reaktory ciśnieniowe PWR stosowane powszechnie na całym świecie.

Odpady jądrowe mogą być przerabiane np. za pomocą zeszklania, następnie przez pierwsze 30-50 lat składowane są na terenie elektrowni, a potem przenoszone na długie leżakowanie w bezpieczne rejony, np. góry granitowe czy, np. jak w Niemczech, byłe kopalnie soli.

Rozbudowa energetyki jądrowej jest konieczna ze względu na fakt, że uran jako paliwo charakteryzuje się o wiele większym natężeniem przepływu energii niż np. węgiel, tzn. w przypadku tej samej ilości uranu i węgla, uran dostarcza o wiele więcej energii . Należy też podkreślić, że energetyka jądrowa nie powinna być traktowana jako "konkurencja" dla elektrowni węglowych, gdyż przy rozwijającej się prawidłowo gospodarce wzrost zapotrzebowania na energię zapewni utrzymanie wszystkich producentów energii.

Polityka w zakresie energii forsować powinna również szybki wzrost udziału energii elektrycznej w procesach przemysłowych. Udział prądu w zaspokojeniu potrzeb energetycznych przemysłu wzrosnąć powinien do 60% i więcej. Zasadnicza rola w tej "drugiej elektryfikacji" przypadnie technologiom związanym z techniką plazmową i wysokoenergetycznymi promieniami koherentnymi (fale radiowe, mikrofale, lasery, promieniowanie korpuskularne), które zastosowane mogą być w przemyśle chemicznym do obróbki materiałów.

Ważnym przedsięwzięciem jest też budowa nowoczesnych rafinerii na południu Polski, gdzie zużycie paliw wynosi ok. 60% zużycia krajowego, natomiast produkcja -- 10% krajowej.

6. Oświata

Podstawą rozwoju gospodarczego jest powrót do klasycznego systemu oświaty, tzn. systemu w którym nacisk kładzie się nie na wiedzę encyklopedyczną, lecz na pełne rozwinięcie twórczego potencjału każdego ucznia poprzez sięganie do materiałów źródłowych i śledzenie procesów umysłowych, które w przeszłości umożliwiły wielkim twórcom dokonanie odkryć w nauce i sztuce; pomóc w tym może np. rekonstruowanie przełomowych doświadczeń. Błędem byłoby kształtowanie systemu oświaty zgodnie z "wymaganiami rynku i biznesu", ponieważ w rozwijającej się szybko gospodarce młodzi ludzie opuszczający szkoły i uniwersytety podjąć będą musieli w przyszłości zadania, o których ich podręczniki nawet nie wspominały. Najważniejsze jest więc odejście od sztucznego podziału na nauki ścisłe i humanistyczne oraz zjednoczenie ich za sprawą sokratycznej metody studiowania twórczej funkcji ludzkiego umysłu. Klasyczna oświata jest środkiem umożliwiającym każdemu obywatelowi wniesienie udziału do rozwoju państwa i zagwarantowania wspólnego dobra, gdyż umożliwia dziecku osiągnięcie zadowolenia z dobrze wykonanego zadania, z twórczej pracy, z własnej aktywności w poznawaniu cech swego umysłu i otaczającego go świata.

Dla osób, które doświadczyły poczucia radości z powodu dokonanego w ich własnym umyśle odkrycia, naturalnym pragnieniem jest dzielenie się tą radością z innymi. W kraju, gdzie coraz większa liczba osób zdolna jest do takich przeżyć, solidarność i sprawiedliwość społeczna stanie się czymś konkretnym, gdyż ludzie szanować będą się nawzajem nie tylko ze względu na to, że zostali stworzeni na podobieństwo Boga, lecz ponieważ sami są, według słów Leibniza, "małymi twórcami, kontynuującymi dzieło tworzenia Stwórcy".

7. Przyszłość kształtuje teraźniejszość

Przeczytawszy niniejszy program, zadać można pytanie, jak w obecnej sytuacji -- pod presją MFW, Banku Światowego i innych ponadnarodowych instytucji, a także grupy kompradorskiej w samej Polsce -- można w ogóle dyskutować na temat szerokiego programu ożywienia gospodarki. W tak trudnych warunkach jedynym rozwiązaniem jest zastosowanie militarnej taktyki "wygrywania wojny" poprzez uderzenie wroga w jego słabe skrzydło. Taką taktykę wypróbował w przeszłości francuski patriota Lazare Carnot w obronie swego kraju, a także Tadeusz Kościuszko -- absolwent Ecole Polytechnique -- w czasie wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Jakie jest słabe skrzydło przeciwników Polski, którzy propagują radykalny monetaryzm i wolny rynek? Niewątpliwie takie podejrzane instytucje jak Fundacja Batorego (czyli George'a Sorosa), Grupa Windsor i inni radykałowie dzikiego kapitalizmu. "Czwarty rozbiór Polski" -- tym razem gospodarczy, uzyskany za sprawą propagowanej przez te organizacje prywatyzacji -- stanowi najbardziej przekonywujący argument przeciwko reformom wolnorynkowym i powinien być wykorzystany do mobilizacji siły, która nie tylko pokona przeciwnika, lecz będzie też miała jasną wizję tego, co należy zrobić po zwycięstwie, gdyż to właśnie nasze plany na przyszłość powinny kształtować teraźniejszość.


Powyższy program został przygotowany przez grupę ekspertów Insytutu Schillera

Koniec Traktatu z Maastricht

Zywić dziś można usprawiedliwioną nadzieją, że przed rokiem 1999, kiedy ostatnia faza unii monetarnej ma być realizowana, Traktat z Maastricht należał będzie do przeszłości lub też zostanie całkowicie renegocjonowany. Choć nie jesteśmy przeciwko ścisłej współpracy między narodami Europy, ani też przeciwko przymierzom w ramach "Europy ojczyzn", to jednak życzymy sobie fiaska Traktatu, gdyż zamiast prowadzić do integracji Europy, powoduje on jej dezintegrację.

Weźmy na przykład najważniejszy artykuł Traktatu z Maastricht, artykuł 104, który zabrania finansowania projektów rozbudowy infrastruktury lub badań naukowych za pomocą kredytów udzielanych przez bank narodowy czy jakikolwiek bank państwowy! Nie wolno też udzielać na takie cele specjalnych tanich kredytów ani też zachęcać inwestorów poprzez wprowadzanie ulg podatkowych! Jest to oczywisty atak na suwerenność państwową narodów, które podpisały Traktat.

Traktat z Maastricht doprowadził do ostatecznej śmierci projektu Delorsa z 1994 r. proponującego rozbudowę kolei w Europie zachodniej i środkowej. Sławna Biała Księga Delorsa, którą zatwierdzili przedstawiciele państw europejskich na konferencji na Krecie w 1994 r. pokrywała się częściowo z programem Instytutu Schillera tzw. "Produktywnym Trójkątem" z 1989 r. Biała Księga proponowała budowę szybkiej kolei w Europie zachodniej i połączenia Berlin-Warszawa. Budowa takiej sieci stworzyłaby 10 mln nowych miejsc pracy, co jest niezmiernie ważne przy obecnym wysokim bezrobociu w Europie zachodniej, wynoszącym 30 mln osób!

W ciągu ostatnich dwóch lat nie zrobiono nic w kierunku realizacji projektu i w końcu, na spotkaniu państw Unii we Florencji w czerwcu br. ostatecznie go porzucono. Rządy Niemiec, Holandii, Francji i Wielkiej Brytanii stwierdziły, że konieczność wypełnienia warunków z Maastricht nie pozwala im na wydawanie pieniędzy na rozbudowę infrastruktury!

Dezintegracja Europy

Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że drastyczne środki zaciskania pasa, stosowane dziś w całej Europie z myślą o wypełnieniu warunków z Maastricht (dług publiczny nie może przekraczać 60% PKB, deficyt budżetowy nie może przekraczać 3%) doprowadzą do wzrostu bezrobocia i obniżenia poziomu życia, to nie ulega wątpliwości, że spokój społeczny stoi pod znakiem zapytania.

We Francji wiele osób obawia się gorącej jesieni i zimy, przypominającej rozruchy z 1968 r. We Włoszech istnieje niebezpieczeństwo rozpadu państwa -- Lega Nord pod przywództwem Uberto Bossi ogłosiła już ustanowienie nowego "państwa" w północnych Włoszech o nazwie Padania. Chociaż jedynie 20 tys. osób zjawiło się w Wenecji we wrześniu tego roku, by poprzeć Bossiego, nie można lekceważyć jego kampanii, ponieważ ma on poparcie najwyższych elit europejskich, np. rzecznik Szwajcarskiego Towarzystwa Bankowego, Norbert Walter, zaproponował, by Włochy wprowadziły dwie waluty na swoim terytorium, słabego lirę na południu i mocnego na północy, co pozwoliłoby przynajmiej jednej część kraju przystąpić do unii monetarnej.

Były członek zarządu niemieckiego Bundesbanku, prof. Wilhelm Nolling, w otwartym liście do prezydenta Herzoga ostrzegł w czerwcu br., że wszelkie starania o wypełnienie warunków z Maastricht doprowadzą do chaosu i dezintegracji Europy, która i bez tego ma wystarczająco dużo problemów (np. konflikt w Bośni).

Ruch oporu

Coraz trudniejsze warunki powodują, że opozycja względem Traktatu z Maastricht ciągle rośnie. We Włoszech przewodniczący Fiata, Cesare Romiti, powiedział 23 sierpnia na spotkaniu zorganizowanym przez środowisko katolickie w Rimini, że Włochy mogą przystąpić do unii monetarnej (EMU), tylko jeśli rozwiążą problem bezrobocia. Gazeta "La Republica" opublikowała w raporcie ze spotkania znamienne zdanie wypowiedziane przez Romitiego: "Włochy powinny opóźnić przystąpienie do EMS". Dwie godziny po wystąpieniu Romitiego, wicepremier Włoch, Veltroni, w wywiadzie dla dziennika "Corriera della Sera" zażądał renegocjacji Traktatu lub też przesunięcia terminu jego realizacji, ponieważ "mamy do czynienia z czymś nowym w Europie -- z recesją gospodarczą!". W dwa dni później "Corriera" opublikował listę prominentnych przeciwników Maastricht, która zawierała nazwiska np. Francuza Jacquesa Calveta, szefa Peugeota, Otmara Issinga z niemieckiego Bundesbanku oraz premierów Bawarii i Saksonii.

Właśnie w Saksonii toczy się jedna z najważniejszych kampanii przeciwko Traktatowi z Maastricht, co zakrawa na ironię losu, ponieważ Niemcy zawsze starały się odgrywać rolę "lizusa" w powojennej Europie. Saksonia pozwała Komisję Europejską do europejskiego Sądu Najwyższego, ponieważ Bruksela uznała za nielegalną pożyczkę w wysokości 140 mln marek udzieloną przez rząd Saksonii firmie Volkswagen na budowę nowej fabryki w tym rejonie kraju. Zarząd Volkswagena oświadczył, że bez tej pożyczki nie będzie miał innego wyjścia, jak rozpocząć budowę fabryki na Węgrzech.

Argument władz Saksonii jest jak najbardziej prawidłowy: jeśli wycofa pożyczkę i VW zaniecha budowy fabryki, armia bezrobotnych powiększy się o 23 tys. osób, z czym będzie sobie musiał poradzić rząd Saksonii a nie Bruksela. W sporze tym chodzi o zachowanie suwerenności władz danego kraju, wybranych w wolnych i powszechnych wyborach! Właśnie tę kwestię poruszył 5 sierpnia w wywiadzie dla "Spiegla" premier Saksonii, Biedenkopf, który słusznie stwierdził: "Saksonia nigdy nie zatwierdziłaby Traktatu z Maastricht, gdyby nie zawierał on specjalnego artykułu pozwalającego na zachowanie subsydiów w byłych Niemczech wschodnich ze względu na trudną sytuację gospodarczą (paragraf 92,2). Jest dla mnie nie do pomyślenia, że Bruksela ma decydować o tym, jak budować się mają wschodnie Niemcy. Jeśli Komisja Europejska choćby robiła wrażenie, że wykorzystuje swój osąd, by karać ludzi, to mielibyśmy natychmiast fundamentalną dyskusję w Niemczech o słuszności zasad działania Komisji i Unii Europejskiej".

Ta kwestia rzeczywiście stanowi sedno dyskusji na temat Maastricht: czy instytucje europejskie nie stoją na drodze zasad demokracji w krajach członkowskich.

Nowe politbiuro

Prawdziwa siła Unii Europejskiej spoczywa w rękach 17 komisarzy i 22 dyrektorów generalnych Komisji Europejskiej. Ludzie ci są nominowani (nie wybierani) na okres 5 lat. Nie ma nad nimi żadnej kontroli parlamentarnej, a zasady Unii zabraniają im zasięgania rady u poszczególnych rządów co do dyskutowanych przez Komisję spraw! Protokoły z ich spotkań są tajne! Również tajne spotkania Rady Europejskiej, składającej się z szefów państw członkowskich, dotyczą ustaw prezentowanych i opracowywanych wyłącznie przez Komisję! Co gorsza, wszelkie prawa ustanowione w rezultacie tego zupełnie niedemokratycznego procesu, muszą być wypełniane przez kraje członkowskie bez żadnej dyskusji parlamentarnej! Cały mechanizm jest niczym innym jak całkowitym porzuceniem zasad demokracji, a Unia Europejska zaczyna coraz bardziej przypominać Związek Radziecki, a Komisja Europejska sprawuje rolę politbiura! Nie jest to przesada, zważywszy że decyzje Brukseli mają bezpośredni wpływ na politykę gospodarczą poszczególnych państw. Bruksela decyduje kto i gdzie może produkować dany towar, pod przykrywką deregulacji i wolnego rynku zabrania rozwoju gospodarczego biedniejszych rejonów, a jednocześnie doprowadza do ruiny małych i średnich przedsiębiorstw, umożliwiając wielkim ponadnarodowym korporacjom zwiększanie zysków w "nowej Europie".

Minister gospodarki Saksonii, Kajo Schommer, słusznie zaczął posługiwać się terminem "euro-dyktatura". Traktat próbują też obalić Duńczycy: 11 obywateli Danii wygrało proces przeciwko Maastricht w Sądzie Najwyższym, dzięki czemu odpowiednie sądy tego kraju rozpatrzą kwestię zgodności Traktatu z duńską konstytucją.

Oznaki ruchu przeciwko Traktatowi z Maastricht są oczywiste. Dlatego też Polska powinna zaprzestać kierowania swą gospodarką zgodnie z jego warunkami, gdyż prowadzi to do samodestrukcji. Zamiast Traktatu z Maastricht należy wziąć pod uwagę odradzającą się perspektywę budowy "nowego szlaku jedwabnego" w Euroazji, stanowiącego jedyną szansę rozwoju dla narodów tego kontynentu.

Frank Hahn


Czwarty rozbiór Polski

Wiele już było ostrzeżeń i zdroworozsądkowych wywodów przeciwko odsprzedawaniu polskiej gospodarki obcemu kapitałowi. Wystarczy przytoczyć kilka z nich, by oddać ton toczącej się debaty: "Polska może zostać uwikłana w peryferyjny rozwój zależny, typowo trzecioświatowy, prowadzący do zacofania, do pozycji kraju nisko kwalifikowanej pracy fizycznej i przemysłu o niskich szczeblach technologicznego przetwórstwa, a do tego prowadzi obecny proces uwłaszczania obcego kapitału na majątku narodowym" -- stwierdził z trybuny Sejmu poseł Wojciech Błasiak (BBWR-KPN) w lipcu 1995 r. Kilka miesięcy wcześniej, pod koniec 1994 r. 10 posłów z PSL i KPN, napisało do ówczesnego przewodniczącego Komisji Przekształceń Własnościowych, Marka Olewińskiego: "Zaprezentowane kierunki [prywatyzacji] na 1995 r. nie stanowią przemyślanej i konsekwentnie stosowanej strategii respektującej podstawowe zasady suwerenności ekonomicznej Polski (prywatyzacja energetyki, przemysłu rafineryjnego-naftowego, tytoniowego i spożywczego). Kierunki na 1995 r. nie podejmują również kwestii wspierania przez rząd tzw. prywatyzacji założycielskiej, czyli powstania nowych podmiotów gospodarczych i tworzenia nowych miejsc pracy. (...) Naszym zdaniem powinna być uznana za trwałą wielosektorowość gospodarki polskiej (sektor prywatny, spółdzielczy, państwowy) podobnie jak ma to miejsce w innych rozwiniętych krajach. Musi być zapewniona dobrowolność prywatyzacji przedsiębiorstw rentownych oraz eliminacja form nacisku fiskalnego na przedsiębiorstwa. (...) Skarb Państwa powinien zachować znaczące udziały, pozwalające realizować państwu politykę przemysłową w branżach i przedsiębiorstwach, w których mamy do czynienia z dużym stopniem przetworzenia produkcji oraz długim łańcuchem kooperacyjnym".

Przeciwko obecnej formie prywatyzacji wypowiadało się również Polskie Lobby Przemysłowe. Na spotkaniu PLP w czerwcu 1995 r. z udziałem związków zawodowych i ekonomistów "krytyce poddano obecny model prywatyzacji. Twierdzono, że zamykane są polskie sprywatyzowane przedsiębiorstwa, w celu wyeliminowania konkurencji, a na rynek sprowadzane towary produkowane za granicą" (Nowa Europa, 5.06.95). Eksperci PLP, np. prof. Aleksander Legatowicz, od wielu lat bronią polskie przedsiębiorstwa przed grabieżczą prywatyzacją i ostrzegają przed polityką MFW, która, jak słusznie stwierdził poseł Błasiak w swej wypowiedzi sprzed ponad roku, dominowała decyzje rządów polskich w sprawach prywatyzacji co najmniej od 1987 r., już za czasów Mieczysława Rakowskiego. Zwracał na to wielokrotnie uwagę nieżyjący już prof. Józef Balcerek, który był jednym z nielicznych polskich ekonomistów występujących przeciwko polityce MFW-u już pod koniec lat 80-tych.

Polaku, poznaj swego inwestora

Jak przedstawia się obecna sytuacja. Prezydent Kwaśniewski w czasie swej pierwszej wizyty w USA w czerwcu br. rozdawał amerykańskim biznesmenom spis 378 największych "inwestorów" zagranicznych ( w posiadaniu niniejszego autora), którzy wykupili polskie przedsiębiorstwa. Po przeczytaniu tej listy idea "czwartego rozbioru Polski", tym razem gospodarczego, przestaje być abstrakcją. Uderza na przykład fakt, że znaczna część polskiego przemysłu przetwórstwa spożywczego -- zakłady przemysłu tłuszczowego, przetwórstwa mięsnego, koncentratów spożywczych, mleczarnie -- znajduje się pod kontrolą firm zagranicznych, np. Kraft Jacobs, Unilever (międzynar), Shooner Capital, Corp. CPC, Gerber, Chicago-Europe Partners, Indian Food Company (USA), Bahlsen, Kruger, Hochland, EFHA Werke, Lisner (Niemcy), BSN Gevias Danone (Francja), Penetex (Austria), Frint Behever (Holandia), nie wspominając już firm, które wykupiły niemal wszystkie browary i przemysł cukierniczy, jak np. Pepsico i Coca-Cola Amatil z Australii. Trudno uniknąć pytania, czy to nie dlatego ceny żywności w Polsce stale rosną!

Na wspomnianej liście znajdują się też cementownie, huty, przemysł chemiczny, meblarski, samochodowy, telekomunikacyjny, elektroniczny, farmaceutyczny -- właściwie wszystko! Znajdują się również towarzystwa ubezpieczeniowe i banki, co nie wróży niczego dobrego w obecnej sytuacji globalnego kryzysu systemu finansowego. Każdy rozsądny dziś rząd poszedłby za przykładem rządu Chin (los czasem płata figle) i podjął wszelkie kroki w celu odizolowania krajowego systemu bankowego od rozkładającego się globalnego systemu finansowego. Jednakże według wspomnianej już listy sektor finansowy jest drugą po przemyśle przetwórstwa spożywczego gałęzią polskiej gospodarki, gdzie pchają się zagraniczni inwestorzy. Znajduje się między nimi bank International Netherland Group, podejrzany o pranie brudnych pieniędzy [1], posiadający udziały w Wielkopolskim Banku Kredytowym, Banku Śląskim i Banku Przemysłowo-Handlowym, oraz inwestująca w ubezpieczenia American International Group, AIG [2], o równie podejrzanym życiorysie. Według wydanej przez Instytut Koniunktur i Cen Handlu Zagranicznego książki "Polska -- twój partner gospodarczy" AIG wraz z Pekao SA ma udział w Pierwszym Amerykańsko-Polskim Towarzystwie Ubezpieczeń na Zycie i Reasekuracji SA Amplico Life.

Polscy torysi

Do powyższego opłakanego stanu posiadania RP przyczynili się też oczywiście domorośli wolnorynkowcy. Jedną z organizacji promujących prywatyzację w Polsce jest Grupa Windsor, o której wspominaliśmy już w naszych publikacjach (NS, nr 7). Kieruje nią kilku znanych polityków jak np. Aleksander Hall, Andrzej Arendarski, Witold Gadomski, Bronisław Komorowski, Jerzy Nowakowski, Krzysztof Pawłowski, Tomasz Szyszko i Kazimierz Ujazdowski. Wyznają oni radykalny liberalizm gospodarczy i z pewnością uważają się za polski odpowiednik brytyjskiej Partii Konserwatywnej, której wieceprzewodniczący, Sir Geoffrey Pattie, ogłosił powstanie Grupy Windsor w 1994 r. za "najlepszą wiadomość jaka nadeszła z byłych państw komunistycznych Europy Środkowej od czasu upadku komunizmu"(cytat z oficjalnej broszury Grupy). Już sam fakt istnienia takich koligacji powinien wzbudzić niepokój, gdyż, jak wykazaliśmy w kwietniowym numerze "Nowej Solidarności", polityka Partii Konserwatywnej i byłej Premier Margaret Thatcher doprowadziła do całkowitego rozkładu produktywnej części gospodarki brytyjskiej.

Grupa Windsor ma też kontakty za Atlantykiem, m.in. z Heritage Foundation i Międzynarodowym Instytutem Republikańskim (IRI), reprezentującymi najgorsze tradycje konserwatywnej rewolucji, czyli "faszyzmu z ludzką twarzą"(NS, nr 7, kwiecień 95). Szef Heritage Foundation, Edwin Feulner, był gościem Grupy Windsor na konferencji w Pułtusku w 1994 r., gdzie wychwalał wolny rynek, nowy porządek światowy George'a Busha i ponadnarodowe organizacje handlowe jak np. GATT [3]. We wrześniu br. Feuler został wybrany na przewodniczącego Towarzystwa Mont Pelerin, reprezentującego interesy starych rodzin oligarchicznych Europy, którym do dzisiaj marzy się feudalizm (patrz tekst w ramkach).

Natomiast IRI, według Lorry Soderstrom, odpowiedzialnej za sprawy polskie w waszyngtońskim biurze tej organizacji, działa w Polsce od 1991 r., a jej główny program polega na pomaganiu grupom pro-reformatorskim w organizowaniu udanych kampanii wyborczych. W czasie ostatnich wyborów prezydenckich IRI aktywny był w wielu polskich miastach: w Warszawie, Gdańsku, Kielcach, Krakowie, Lublinie i in. W zbliżających się wyborach parlamentarnych IRI ma, według Soderstrom, skupić się na programie budowania koalicji -- rzeczywiście, pod auspicjami Grupy Windsor już od kilku miesięcy trwają wysiłki, by zbudować koalicję wolnorynkowców, która miałaby zdominować Sejm. W Rosji, gdzie IRI działa aktywniej niż w Polsce, wiadomo powszechnie, że Borys Jelcyn zawdzięcza swe zwycięstwo w kampanii prezydenckiej doradcom z IRI, których główna taktyka wcale nie opierała się na błyskotliwym programie, ale zwyczajnej nagonce typu "huzia na komunistów". Pani Soderstrom stwierdziła w rozmowie z niniejszym autorem, że IRI współpracuje z wieloma partiami w Polsce. Ciekawe więc, kto przyłączy się do organizowanej przez windsorowców koalicji.

Demokracja i kokaina

IRI jest republikańskim skrzydłem ustanowionej w 1983 r. przez Kongres USA instytucji pod nazwą Narodowy Fundusz dla Demokracji (National Endowment for Democracy, NED) finansowanej co roku m.in. dzięki dotacjom z Kongresu. NED został ustanowiony jako organizacja "prywatna", co uniemożliwiało przegląd jej dokumentów nawet dzięki aktowi o dostępie do informacji. Było to celowe posunięcie ze strony osób realizujących za pomocą instytucji amerykańskich politykę Nowego Światowego Porządku. Gdy w latach 70-tych tajne operacje rządu USA zaczęły wzbudzać coraz większe zainteresowanie Kongresu, powstała według nich konieczność "prywatyzacji" wielu operacji wywiadu, czyniąc je tym samym niedostępnymi dla kontroli Kongresu i jego ograniczeń. Oprócz dotacji z Kongresu, NED może również otrzymywać pieniądze z prywatnych źródeł w celu finansowania operacji "popierających rozwój demokratycznych instytucji" na całym świecie. Z wielkim szokiem przyjęto w Stanach sensację o poparciu na początku lat 80-tych pewnych elementów z reaganowskiej Rady Bezpieczeństwa, kierowanych przez George'a Busha, dla handlujących narkotykami Contras z Nikaragui. Czyniono to pod przykrywką NED, co doprowadziło do wielkiej debaty o konieczności rozwiązania tej instytucji. Niestety, większość Kongresu opowiedziała się za jej zachowaniem.

Jak to zostanie przedstawione poniżej, aparat Busha posunął się nawet do organizowania transportów kokainy do Stanów Zjednoczonych i jej sprzedaży w amerykańskich miastach w celu uzyskania "prywatnych" źródeł finansowania operacji w Nikaragui. W Europie Wschodniej zaś, hasło budowania demokracji, systemu wielopartyjnego i wolnego rynku posłużyło za ideologiczny "listek figowy" dla gangsteryzmu gospodarczego, uskutecznianego w byłym bloku wschodnim przez zagranicznych "inwestorów", którym, według słów Marka Matraszka z Grupy Windsor, "zagrażają rolnicy i robotnicy wielkoprzemysłowi, broniący przywilejów z okresu socjalizmu" (za "Gazetą Wyborczą", marzec 1995).

Anna Kaczor


Towarzystwo Mont Pelerin

Dwudziestowieczny kontynuator wolnorynkowej ekonomii Adama Smitha, Friedrich von Hayek, profesor Londyńskiej Szkoły Ekonomii, zebrał w 1947 r. w szwajcarskiej miejscowości Mont Pelerin niewielką grupę 37 osób, które przez parę dni lamentowały nad wzmocnieniem instytucji państwa narodowego w rezultacie drugiej wojny światowej, co w ich mniemaniu zahamowało proces wolnorynkowej liberalizacji gospodarki w stylu brytyjskiego kolonializmu z XVIII i XIX w. Obecni na spotkaniu byli członkowie europejskiej arystokracji, np. Otto von Hapsburg, Max Thurn und Taxis i Ludwig von Mises oraz członkowie Unii Pan-europejskiej, założonej w 1920 r. przez hrabiego Richarda Coudenhove-Kalergi, promującego feudalną "Europę regionów" -- czyli małych enklaw etnicznych -- która miałaby zastąpić Europę ojczyzn. Zza oceanu przybył prof. Milton Friedman. Wszyscy oni zgadzali się z tezą książki von Hayeka z 1944 r. "Droga do zniewolenia", według której państwa narodowe są z definicji tyranistyczne, a najlepszym na to lekarstwem jest powrót do systemu małych grup narodowościowych z centralną światową władzą ponadnarodową, ograniczającą kontrolę państwa nad jednostką. Filozofia tego systemu powinna, według von Hayeka, opierać się na brytyjskim liberalizmie Adama Smitha, Davida Ricardo, Jeremy Benthama i Johna Stuarta Milla. Wszyscy oni, o czym już Hayek nie wspomina, byli najemnymi pismakami Brytyjskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej, która płaciła im za stworzenie teorii ekonomicznej usprawiedliwiającej jej nieludzkie metody eksploatacji w koloniach brytyjskich.

W tej właśnie tradycji, na spotkaniu Towarzystwa Mont Pelerin w 1980 r., hrabia Max von Thurn wygłosił panegiryk na temat szarej sfery gospodarki, dającej prawdziwą "wolność". Pouczył ekonomistów, że najlepsze podejście do gospodarki charakteryzuje się brakiem wszelkich zasad, następnie, mówiąc o korzyściach szarej sfery gospodarki,wymienił takie "udogodnienia" jak "dostęp do siły roboczej, którą można zatrudnić lub zwolnić według wymagań, nie oglądając się na regulacje dotyczące ochrony miejsc pracy, swobodne negocjowanie warunków pracy i płac, brak legalnie ustanowionej płacy minimalnej, brak podatków, możliwość zatrudnienia nieletnich" itp. O taki właśnie dziki rynek pracy, nazywany dziś eufemistycznie konkurencyjnym, walczą wolnorynkowcy i polska Grupa Windsor.


George Bush w roli Al Capone

W drugiej połowie lat 80-tych nie schodził z pierwszych stron amerykańskich gazet temat "tajnego rządu", kierującego podejrzanymi operacjami wywiadowczymi bez wiedzy legalnie wybranych władz. Istnienie takiej struktury wielokrotnie omawiano w Kongresie i raportach różnych agencji śledczych, zajmujących się sprawą nielegalnego handlu bronią, tzw. "Iran-Contra", organizowanego głównie z biur Rady ds. Bezpieczeństwa Narodowego, gdzie zasiadał m.in. Oliver North. Podejrzane kontakty Northa rozciągały się od Iranu i Syrii, po Niemcy Wschodnie, Polskę, Europę zachodnią i Wielką Brytanię, obejmowały też państwa obydwu Ameryk.

Chociaż dla kompetentnych służb śledczych nie było tajemnicą, że głównym koordynatorem tej siatki był nie kto inny jak ówczesny wiceprezydent i późniejszy prezydent, George Bush, to jednak nigdy nie wystąpiono przeciwko niemu z oficjalnym aktem oskarżenia. Dopiero teraz, 10 lat po wypłynięciu tej sprawy na powierzchnię po raz pierwszy, temat Contras sprowokował prawdziwą burzę i perspektywa postawienia go przed sądem staje się w pełni realna.

Sprawa amerykańskiego tajnego rządu sięga daleko poza granice Stanów Zjednoczonych. Organizowany przez Busha i Northa handel bronią i narkotykami obejmował transporty warte wielu bilionów dolarów i służył potęgowaniu konfliktów militarnych, np. na Bliskim Wschodzie, między Iranem a Irakiem, czy w Afganistanie.

W celu usunięcia niewygodnych świadków lub osób sprzeciwiających się temu nielegalnemu procederowi posunięto się niejednokrotnie do krwawych zamachów. Ofiarą jednego z nich był szwedzki premier Olof Palme, zamordowany w lutym 1986 r. Niedawne rewelacje z Republiki Południowej Afryki rzucają nowe światło na jego śmierć. Według byłego pracownika służb bezpieczeństwa RPA grupa połączonych z aparatem nikaraguańskich Contras najemnych żołnierzy z Afryki Południowej zaplanowała i wykonała zamach na Palme. Jego przyczyną były starania szwedzkiego premiera o powstrzymanie nielegalnego handlu bronią między Szwecją, RPA a Iranem. Natychmiast po zamachu rozpoczęto kampanię dezinformacji, oskarżając o tą okropną zbrodnię współpracowników LaRouche'a. Do sfabrykowania tych pogłosek przyznali się kilka lat temu w wywiadzie dla szwedzkiego dziennikarza byli agenci Stasi.

Contras i kokaina

Obecna fala żądań o rozpoczęcie nowego śledztwa w sprawie amerykańskiego poparcia dla Contras została sprowokowana w połowie sierpnia przez serię artykułów opublikowanych w kalifornijskiej gazecie "San Jose Mercury News". Ich autor, Cary Webb, udokumentował kryminalną działalność Nikaraguańskich Sił Demokratycznych, czyli Contras, które finansowały operacje przeciwko rządowi Sandinista z handlu kokainą w Stanach Zjednoczonych. Zeznania sądowe, oficjalne dokumenty agencji rządowych i wywiady posłużyły Webbowi jako podstawa do wysunięcia oskarżenia o zaangażowaniu amerykańskiego aparatu paparcia dla Contras w organizowanie handlu kokainą (jej szczególnie szkodliwą formą zwaną "crack") w Los Angeles i innych amerykańskich miastach.

Szczególne oburzenie wzbudził fakt, że zamieszani w sprawę nikaraguańczycy, Jose Danilo Blandon, Enrique Bermudez, Norwin Meneses i in., wykorzystywali do handlu kokainą dwa gangi uliczne z Los Angeles, The Creeps i The Bloods, które były odpowiedzialne za rozruchy w Los Angeles w kwietniu 1994 r. Webb twierdzi również, że wymienione osoby były powiązane z CIA, a prowadzony przez nie handel narkotykami i bronią odbywał się za wiedzą i zgodą władz amerykańskich. Webb dokumentuje, na przykład, że amerykański Departament Sprawiedliwości kilkakrotnie interweniował, by powstrzymać śledztwo w sprawie Contras i kokainy.

Rewelacje "San Jose Mercury News" spowodowały ogromny ferment szczególnie wśród społeczności murzyńskiej, gdyż jest ona szczególnie dotknięta plagą kokainy "crack" i przestępczością. Zarówno w Los Angeles jak i w Waszyngtonie spotkania z członkiem kongresu USA, Maxine Waters, reprezentującą południowe i centralne dzielnice Los Angeles, spotkały się z ogromnym zainteresowaniem tysięcy osób. Takiego wzburzenia nie widziano wśród amerykańskich Murzynów od czasu ruchu o prawa człowieka w latach 60-tych. Deputowana Waters zażądała śledztwa w sprawie oskarżeń z "San Jose Mercury" oraz przygotowała rezolucję apelującą o utworzenie specjalnej komisji w Kongresie USA do wyjaśnienia tej sprawy. Ze względu na ogromną presję polityczną, dyrektor CIA, John Deutch, obiecał przebadanie działalności Agencji w latach 80-tych; do wielu żądań o nowe śledztwo przyłączył się 14 września szef biura Białego Domu ds. walki z narkotykami, gen. Barry McCaffrey.

Mafia w Białym Domu

Większość osób wypowiadających się na temat historii rozwoju handlu kokainą crack w Stanach Zjednoczonych popełnia jednak zasadniczy błąd, ograniczając swoje oskarżenia jedynie do CIA. Lyndon LaRouche wielokrotnie ostrzegał, że śledztwo skupiające się wyłącznie na tej agencji zaprowadzi w ślepy zaułek. Chociaż trudno określić rolę CIA w stosunkach międzynarodowych jako pozytywną, to jednak w skandalu z Contras i kokainą amerykańska agencja wywiadowcza nie grała pierwszych skrzypiec. Rola ta przypadła częściowo "sprywatyzowanym" na początku lat 80-tych, za czasów administracji Reagana i Busha, operacjom rządowym, których celem było obejście wprowadzonej przez Kongres ustawy, tzw. poprawki Bolanda, zabraniającej urzędnikom rządu amerykańskiego organizowania poparcia dla Contras.

W latach 1981-82 Ronald Reagan podpisał dwa dokumenty -- dyrektywy bezpieczeństwa narodowego nr 2 i 3 -- przenoszące koordynację operacji wywiadowczych pod kontrolę biura wiceprezydenta, którym w owym czasie był George Bush. Stał się on szefem grupy do specjalnych sytuacji (SSG) i współpracujących z nią instytucji, które posłużyły do zorganizowania takich nielegalnych operacji, jak np. Iran-Contra.

Dowody świadczące o winie Busha zostały przedstawione przez agencję "Executive Intelligence Review" 19 września na konferencji prasowej w Waszyngtonie, na której zaprezentowano specjalny raport "Czy prezydent Bob Dole wszcząłby śledztwo w sprawie handlarza narkotyków -- George'a Busha?". We wstępie do tego raportu Lyndon LaRouche stwierdził: "niniejsza publikacja to więcej niż raport; jest to dokument, który należałoby przedstawić ławie przysięgłych. Zebrane dowody wystarczają, by postawić w stan oskarżenia byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych, George'a Busha i in. za konspirowanie w celu dokonania niebezpiecznych przestępstw i naruszeń. Przestępstwa te obejmują import kokainy przez powiązanych z Bushem agentów oraz obstrukcję systemu sprawiedliwości przez wysoko usytuowanych w Departamencie Sprawiedliwości "konfederatów Busha". Jeśli nie wypędzimy demonów Busha z wpływowych pozycji władzy w życiu kraju, żaden obywatel nie będzie bezpieczny. (...) Nadszedł czas, by postawić w stan oskarżenia i zneutralizować siatkę najemników tajnego rządu, reprezentowanego do dzisiaj przez George'a Busha".

Zarzuty przedstawione w raporcie "EIR" spowodowały sensację w wielu krajach Ameryki Łacińskiej, gdzie z wielkim niezadowoleniem wspomina się do dzisiaj brutalną politykę George'a Busha względem Ameryki Centralnej i Południowej w latach 1981-92, której przykładem był atak na Panamę, zorganizowany w celu zainstalowania rządu działającego ramię w ramię z mafią handlującą narkotykami. Relację z konferencji prasowej "EIR" przedstawiono w mass mediach Argentyny, Wenezueli, Peru, Meksyku, Brazylii, Republiki Dominikańskiej i Kolumbii.

Kampania o postawienie Busha w stan oskarżenia nabrała rozpędu dzięki zorganizowanej 23 września konferencji prasowej z udziałem Celerino Castillo, byłego pracownika agencji zwalczania narkotyków (DEA), który na początku lat 80-tych pracował w Ameryce Środkowej. Castillo powiedział uczestnikom konferencji, że bardzo szybko zorientował się o powiązaniach operacji w Salwadorze (skąd samolotami transportowano kokainę do Stanów) z Białym Domem. Kiedy Castillo próbował zwrócić uwagę Busha na dowody świadczące o zaangażowaniu aparatu poparcia dla Contras w handel narkotykami: "Wiceprezydent potrząsnął moją ręką, uśmiechnął się i odszedł"- powiedział Castillo -- "Nie miałem wątpliwości, że Bush wiedział, co się działo". Castillo kilka lat temu opublikował książkę na temat swych doświadczeń w DEA pt. "Palenie prochu: kokaina, Contras i wojna z narkotykami", gdzie pisze również, że jego liczne raporty do centrali DEA na temat Contras nie przyniosły żadnego rezultatu.

Amerykański establishment z coraz większym niepokojem przygląda się obejmującej już cały kraj debacie na temat narkotyków i Busha. Poczytny tygodnik "Time" opublikował 30 września artykuł pt. "Crack, Contras i cyber-przestrzeń", w którym jeden z popularnych dziennikarzy, Jack E. White przyznał, że sprawa na pewno "nie rozejdzie się po kościach", gdyż jest dziś najczęstszym tematem rozmów w społeczności murzyńskiej. Jeśli nie zacznie się wkrótce poważne śledztwo, stwierdził White, oskarżenia wysuwane przeciwko Bushowi przez LaRouche'a znajdą podatny grunt.

Mark Burdman


Nasza kampania zmienia USA

Pod koniec zeszłego roku amerykański ekonomista i polityk, Lyndon LaRouche, ogłaszając początek swojej kampanii o nominację na kandydata w tegorocznych wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych, wyjaśnił, że jego głównym celem jest oczyszczenie Kongresu amerykańskiego, a także obydwu partii, z adwokatów konserwatywnej rewolucji (patrz "NS", kwiecień 1995), która przejęła Kongres w wyborach 1994 r. w osobie takich indywiduów jak Newt Gingrich, spiker Izby Reprezentantów.

LaRouche zdobył 600 tys. głosów w prawyborach w 27 stanach, które odbyły się w okresie od lutego do czerwca br., a kierowany przez niego ruch polityczny zdołał usunąć w cień takich zwolenników polityki Gingricha jak gubernator Pensylwanii, Tom Ridge, któremu marzyła się nominacja na wiceprezydenta u boku Boba Dola, oraz Dick Morris, były szef kampanii wyborczej Clintona (Morris zrezygnował ze swego stanowiska w rezultacie skandalu, w kilka tygodni po tym, jak LaRouche skrytykował jego taktykę i zaapelował do Clintona o zwolnienie Morrisa). W rezultacie tych i podobnych wydarzeń perspektywa przejęcia Kongresu przez demokratów staje się coraz bardziej realna. Jest to ważne ze względu na fakt, że wśród demokratów znajduje się grupa senatorów i kongresmenów, która otwarcie mówi o "cichej depresji" w Stanach Zjednoczonych i proponuje porzucenie brytyjskiego monetaryzmu i wolnego rynku na korzyść amerykańskiego systemu ekonomii politycznej w tradycji Aleksandra Hamiltona, Abrahama Lincolna i Franklina Roosevelta (patrz "NS", kwiecień 1996). Przejęcie Kongresu przez demokratów i tym samym wzmocnienie tej prawdziwie republikańskiej frakcji wokół senatora E. Kennedy'ego, Bingemana, Hollingsa i in. będzie szansą realizacji programu gospodarczego LaRouche'a i stworzy środowisko, w którym prezydent Clinton (najprawdopodobniej zwycięzca listopadowych wyborów) zmuszony będzie podjąć odpowiednie kroki w celu odbudowy gospodarki amerykańskiej i reorganizacji upadającego globalnego systemu finansowego.

Najważniejszy temat kampanii

W celu ukształtowania debaty wyborczej wokół rzeczywistych problemów, a nie tylko tematów zastępczych, LaRouche i grupa współpracujących z nim ludzi opublikował serię raportów, które rozprowadzono na terenie całego kraju. Pierwszy z nich został wydany w połowie września i natychmiast sprowokował falę komentarzy i artykułów, nie tylko w Stanach Zjednoczonych, lecz również w krajach Ameryki Łacińskiej. Sam tytuł raportu "Czy prezydent Bob Dole wszcząłby śledztwo w sprawie handlarza narkotyków -- George'a Busha?" wzbudził wiele kontrowersji.

Pod koniec września opublikowany został raport dotyczący stanu amerykańskiej gospodarki. Wykazuje on, że z punktu widzenia podstawowego "koszyka" dóbr, usług (np. opieki zdrowotnej) i infrastruktury poziom gospodarki Stanów Zjednoczonych jest o połowę niższy niż 30 lat temu! Raport ten demaskuje propagandę "bliźniaków" Gingricha w Partii Demokratycznej i oficjalną linię kampanii wyborczej Clintona, który twierdzi, że gospodarka właśnie weszła w okres szybkiego wzrostu! Wspomniany raport podkreśla też analizę LaRouche'a co do stanu globalnego systemu finansowego, przypominającego obecnie naprężony balon, który może lada chwila pęknąć. W takiej sytuacji, podkreśla raport, jedynym wyjściem jest powrót do polityki rozwoju przemysłu na całym globie, co oznacza również odrzucenie polityki terapii szokowej Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego.

Milton zdobywa Arizonę

Siła przekonywania programu Instytutu Schillera w USA stała się szczególnie oczywista, kiedy kampanię wyborczą o nominację Partii Demokratycznej w jednym z rejonów wyborczych Arizony wygrała 10 września współpracująca z Instytutem Maria Elena Milton. Milton nie dysponowała milionami dolarów, by obkleić całe miasto swoim wizerunkiem i wygrać dzięki "popularności nazwiska". Zdobyła sobie zaufanie wyborców dzięki odważnym atakom na niebezpieczne programy gospodarcze Gingricha, propagowane przez kongresmena Johna Shadegga, obecnego przeciwnika Marii Milton. Jej zwycięstwo było niespodzianką również dlatego, że szef Partii Demokratycznej Arizony, Sam Coppersmith, uczynił wszystko, by powstrzymać jej kampanię. Pokonanie Shadegga z pewnością osłabiłoby konserwatywną rewolucję w Kongresie, gdyż jest on szefem komitetu Partii Republikańskiej ds. finansów oraz czołowym propagatorem prywatyzacji minimalnych ubezpieczeń społecznych oraz społecznej opieki zdrowotnej, które spekulanci z Wall Street chcieliby wykorzystać dla podreperowania walącego się systemu finansowego. Milton nazwała Shadegga kongresmenem ValuJet, nawiązując do faktu, że osoby odpowiedzialne za deregulację amerykańskich linii lotniczych i obniżenie standardu bezpieczeństwa finansują kampanię Shadegga i działalność innych republikanów. (w katastrofie samolotu linii ValuJet zginęło niedawno ponad 200 osób, przyczyną wypadku było obcinanie kosztów na utrzymanie samolotów i tym samym naruszenie podstaw bezpieczeństwa).

Dnia 26 września związek zawodowy AFL-CIO Arizony oficjalnie poparł kampanię Milton, natomiast jej znajomi z ruchu o prawo do życia, w którym Milton działa on wielu lat, założyli komitet "Republikanie głosują za Milton", by wesprzeć jej kampanię w tradycyjnie republikańskich grupach społecznych. Milton jest również jedną z osób, która wraz z LaRouchem podała do sądu przewodniczącego krajowego komitetu Partii Demokratycznej, Dona Fowlera, który wbrew wszelkim regułom wyborczym poinstruował stanowe biura Partii Demokratycznej, by zignorowały głosy oddane na LaRouche'a w czasie prawyborów i tym samym uniemożliwił delegatom LaRouche'a wzięcie udziału w sierpniowej konwencji Partii Demokratycznej w Chicago. Ponad 150 demokratów reprezentujących Partię na poziomie stanowym podpisało "list przyjaciół sądu", by wesprzeć sprawę przeciwko Fowlerowi, gdyż uznało, że jego postępowanie narusza ustawę o prawach wyborców z 1965 r. Choć ostateczny rezultat sprawy nie jest jeszcze znany, Fowler oświadczył w czasie konwencji, że zrezygnuje ze swego stanowiska w styczniu przyszłego roku i nie będzie się starał o ponowną nominację.

W kampanii Instytutu Schillera w USA nie chodzi o "popieranie" Clintona, ale o zbudowanie niezależnej siły w Partii Demokratycznej, tak by prezydent, zamiast reagować w pragmatyczny sposób na stojące przed nim problemy, działał zgodnie z opracowanym przez LaRouche'a programem odbudowy gospodarki świata i tym samym powstrzymał chaos i dezintegrację, która może nastąpić w momencie załamania się globalnego systemu finansowego.

Marianna Wertz


Jak Soros szkoli Polaków

Osławiony międzynarodowy spekulant, George Soros [4], oraz jego siatka różnorakich instytucji, oplatających jak pajęczyna niemal cały glob, jest głównym ośrodkiem zamierzonej na szeroką skalę kulturalno-politycznej operacji dekonstrukcji w Europie środkowej i wschodniej oraz w byłym Związku Radzieckim. Centralnym punktem tej operacji jest ustanowiony przez Sorosa i w znacznym stopniu przez niego finansowany Uniwersytet Europy Centralnej (CUE), z głównym ośrodkiem w Budapeszcie i ważnymi filiami w Warszawie i Pradze.

Głównym celem tego Uniwersytetu jest narzucenie krajom byłego bloku wschodniego filozofii, którą określić można jako "kulturalny determinizm". Po kilkudziesięciu latach rządów komunistycznych kraje te powinny, według Sorosa, przejąć teraz całkowicie irracjonalne pojęcie "wolności", składające się z następujących założeń: wszelkie starania ustanowienia opartej na wiedzy naukowej prawdy są niebezpieczne, ponieważ prowadzą do "totalitaryzmu"; suwerenne państwa narodowe są niebezpieczne, ponieważ uciskają "jednostkę", a najlepszą receptą na wszystkie bolączki jest gospodarczy liberalizm. Typowym wyrazem tego myślenia są coroczne konferencje zatytułowane "Jednostka kontra państwo", organizowane przez założone przez Sorosa nowojorskie Towarzystwo Otwartego Społeczeństwa i CEU, a także filozofia wykładającego przez jakiś czas na CEU super-dekonstrukcjonisty, Jacquesa Derridy [5].

Chociaż CEU operuje dzięki pieniądzom i wpływom Sorosa, błędem byłoby wierzyć, że jest to całkowicie jego twór. Soros od wielu lat działa jako klient wpływowych grup brytyjskich i ich amerykańskich sojuszników, którzy mają za cel kontrolowanie sposobu myślenia, czy "paradygmatu" myślenia, dominującego kulturę na całym świecie. Ta taktyka została wyrażona w koncepcji "globalnego umysłu" H.G. Wellsa, a także przemówieniu Winstona Churchilla z 6 sierpnia 1943 r. na Uniwersytecie Harvarda. Premier brytyjski oświadczył wtedy, że "kontrolowanie sposobu ludzkiego myślenia" przynosi o wiele więcej korzyści niż odbieranie ludziom ziemi czy części ich obszarów, czy też uciskanie ich w systemie eksploatacji. "Imperia przyszłości będą imperiami kontrolującymi umysły" -- powiedział Churchill.

Jak to zostanie wykazane poniżej, "mózgiem" sorosowskiego CEU jest triumwirat składający się z uniwersytetów w Oxfordzie, Cambridge i Londyńskiej Szkoły Ekonomii. Ten trójkąt stanowi obecnie, według dobrze poinformowanych źródeł brytyjskich, strukturę kontroli stojącą za "ortodoksją" brytyjskiego świata akademickiego. Ogromny wpływ na kształt CEU miał nieżyjący już Sir Karl Popper, czołowy przedstawiciel Królewskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych [6] (tzw. Chatham House), kierowanego przez brytyjskie Biuro Spraw Zagranicznych. Popper był wykładowcą Sorosa w Londyńskiej Szkole Ekonomii, a jego książka "Otwarte społeczeństwo i jego wrogowie" wywarła na Sorosie ogromny wpływ, o czym sam wielokrotnie pisał. "Otwarte społeczeństwo" -- twierdzi Soros -- "nie przeszkadza w poszukiwaniu osobistych korzyści. Wręcz przeciwnie, ze względu na brak doskonałej wiedzy (a więc prawdy -- przyp. autora), najlepiej jest pozwolić jednostce na określenie, co leży w jej interesie, najlepiej też jest pozwolić mechanizmowi rynku na pogodzenie interesów poszczególnych jednostek".

Niemałą rolę w kształtowaniu CEU odgrywają też organizacje zlokalizowane w Stanach Zjednoczonych, np. uniwersytety Harvard, Yale i Standford. Działalność Sorosa wspierana jest również przez kilka ważny oficjalnych instytucji rządowych, a także takie organizacje jak Komisja NATO, Unia Europejska oraz amerykański Departament Stanu.

Soros jest nie tylko jednym z czołowych megaspekulantów świata, lecz również "chłopcem na posyłki" anglo-amerykańskiego finansowego establishmentu, kierującego różnymi operacjami grabieży gospodarki w krajach Europy wschodniej. Wykorzystuje siatkę swoich "charytatywnych" organizacji działających w 27 krajach do siania propagandy, która ma ułatwić "ideologiczną akceptowalność" radykalnych reform wolnego rynku. "Praca charytatywna" nie przeszkadza Sorosowi w finansowaniu ruchów "prawa do śmierci z godnością" i głoszeniu konieczności legalizacji narkotyków, ponieważ, jak się wyraził, "traktowanie problemu narkotyków głównie jako problemu z przestępczością jest pomyłką. (..) Myślę, że idea wyeliminowania problemu z narkotykami jest fałszywa. Tak jak nie można wyeliminować ubóstwa lub śmierci, nie można też wyeliminować nałogu. Legalizacja narkotyków powinna być postrzegana jako efektywny sposób zredukowania szkód powodowanych przez narkotyki".

Najazd na Polskę czyli Fundacja Batorego

Frontalną organizacją dla działalności Sorosa w Polsce jest Fundacja Stefana Batorego, założona w 1988 r. W swej książce "Underwriting Democracy" (sponsorowanie demokracji) Soros opisuje swoje pierwsze kroki w Polsce: "Przygotowałem obszerny szkic spójnego programu gospodarczego. Miał on trzy składniki: stabilizację monetarną, zmiany strukturalne i reorganizację długu. Utrzymywałem cały czas, że te trzy zadania mogą być wypełnione lepiej równolegle, niż każde z osobna. Okazało się to prawdą szczególnie w przypadku reorganizacji przemysłu i długów, ponieważ stanowią one przeciwne strony w rachunkach gospodarki narodowej. Zaproponowałem swego rodzaju wymianę długu na majątek. (...) Pokazałem ten plan Geremkowi [7] i prof. Trzeciakowskiemu, który przewodniczył rozmowom okrągłego stołu na temat gospodarki, które poprzedzały przekazanie władzy -- obydwaj odnieśli się do planu z entuzjazmem. Połączyłem swe wysiłki z prof. Jeffrey Sachsem z Uniwersytetu Harvarda, który proponował podobny program. Sponsorowałem jego pracę w Polsce poprzez Fundację Stefana Batorego. Doprowadził on do zagorzałej debaty i stał się kontrowersyjną postacią, ale zdołał skoncentrować rozmowy na odpowiednich tematach. Pracowałem również ściśle z prof. Stanisławem Gomułką [8], który został doradcą nowego ministra finansów, Leszka Balcerowicza, i w końcowym efekcie osiągnął szersze wpływy niż Sachs. (...) Balcerowicz zaangażował się w realizację radykalnego programu, ale przytłaczał go ogrom zadania. Przedstawił program stabilizacji monetarnej Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu na spotkaniu w Waszyngtonie. MFW zaaprobował program i jego realizacja rozpoczęła się w styczniu 1990 r. Społeczeństwo nie miało łatwego życia, ale ludzie zdolni są przejść przez bolesne doświadczenia, by zobaczyć prawdziwą zmianę". Następnie Soros wychwala sukces swej terapii szokowej: "Inflacja została zredukowana, produkcja spadła o 30%, ale zatrudnienie tylko o 3%.(...) Należy teraz zastosować dyscyplinę rynku w stosunku do przedsiębiorstw państwowych. Bankructwa jak dotąd są niespotykane. Jeśli przynoszące straty przedsiębiorstwa przeznaczanoby do likwidacji, zarówno siła robocza jak i inne zasoby stałyby się powszechnie dostępne. Zachodnie firmy mogłyby wtedy przyjechać tu i wykorzystać tanią polską siłę roboczą oraz inne zasoby w celu zasilenia zachodnich rynków ".[9]

Atak na edukację

W celu zagwarantowania akceptacji dla terapii szokowej i radykalnych reform wolnorynkowych Soros zorganizował szereg szkoleń i programów edukacyjnych w Europie wschodniej i środkowej. Według słów Sorosa, w Rosji udało mu się otworzyć "wyjątkowo udany program transformacji nauk humanistycznych. Początkowo przeznaczyłem na ten cel 5 mln dolarów. Miał on ogromny wpływ na cały system oświaty w tym kraju. Zwiększyłem budżet do 25 mln dolarów i zaplanowałem jego ostateczną wysokość na 250 mln. (...) Przy pełnej współpracy ministerstw udało nam się osiągnąć ogromny postęp w ciągu krótkiego okresu czasu dzięki publikacji tysiąca podręczników, przeszkoleniu dyrektorów szkół, finansowaniu innowacyjnych placówek oświatowych i wprowadzeniu nowych programów nauczania".

Podobną taktykę zastosowała w Polsce Fundacja Batorego, która co roku udziela stypendia tysiącom naukowców, profesorów uniwersyteckich, uczelniom, szkołom, lokalnym gazetom i ośrodkom kulturalnym. Grupy polskich wykładowców wysyłane są regularnie na Uniwersytet w Oxfordzie, Fundacja proponuje 3-miesięczne stypendia w Oxfordzie w dziedzinie stosowanych nauk społecznych dla osób zatrudnionych w instytucjach rządowych lub parlamentarnych, a także w zakresie filozofii politycznej na uniwersytecie York. W szkołach średnich Fundacja propaguje program "Przedsiębiorczość" i "Młodzi przedsiębiorcy", które mają przygotować młodzież do "pracy w warunkach gospodarki rynkowej i kontaktów z instytucjami finansowymi", organizuje też wykłady z "ekonomii stosowanej".

Przypomnijmy: finansowane jest to wszystko przez spekulanta pozbawionego wszelkich skrupułów (zgodnie z zasadami otwartego społeczeństwa Soros po prostu uznał, że to mu dobrze służy), który udając Robin Hooda przekonuje maluczkich, że niewidzialna ręka rynku -- z pomocą której ich ograbił -- jest zbawieniem dla gospodarki!

Fundacja Batorego infiltruje też środowisko studenckie poprzez różne grupy frontalne (im więcej tym lepiej, jak twierdził Kissinger, bo wtedy wygląda to jak demokracja a nie imperializm) jak np. Klub Polityczny Studentów Uniwersytetu Warszawskiego i Fundacja Wspierania Inicjatyw Proeuropejskich Pro-Europa, której celem jest "popieranie działalności służącej przyspieszeniu procesu integracji Polski ze Wspólnotą Europejską i przygotowaniu społeczeństwa polskiego, szczególnie młodego pokolenia, do gospodarki wolnorynkowej i konkurencyjnego rynku pracy". Pro-Europa zorganizowała w 1995 r. wraz z Fundacją Batorego m.in. dwutygodniowe szkolenie "Młodzież na drodze do zjednoczonej Europy" oraz konferencję "Polska pięć lat po Okrągłym Stole", na której wypowiadał się m.in. Leszek Balcerowicz -- zapewne o swojej szarży kawaleryjskiej [10] na polską gospodarkę -- oraz Kazimierz Ujazdowski z Grupy Windsor, który zażądał pewno natychmiastowego rozwiązania związków zawodowych, zamknięcia rządu i prywatyzacji całej Polski do ostatniej budki telefonicznej.

Zmiana paradygmatu

Główną rolę w planowanej churchillowskiej zmianie paradygmatu odgrywa jak już wspomniano powyżej CEU, z warszawską siedzibą w Pałacu Staszica, w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN-u. Krótki przegląd obszernej broszury dotyczącej proponowanych przez CEU studiów pozwala szybko zidentyfikować profil Uniwersytetu, jako operacji mającej na celu narzucenie liberalizmu Adama Smitha w gospodarce i moralnego relatywizmu w filozofii. Wykłady z ekonomii w Budapeszcie prowadził np. Leszek Balcerowicz; przewodniczącym rady wydziału ekonomii (zlokalizowanego w Budapeszcie) jest Jacek Rostowski, który przez 20 lat wykładał ekonomię na różnych brytyjskich uczelniach, a następnie w 1989 r. był doradcą Balcerowicza ds. makroekonomii; w radzie wydziału zasiada Mario Blejer, zatrudniony również przez MFW!

Specjalnością CEU są wykłady z "etniczności" (nie "etnologii) promujące pojęcie grupy etnicznej jako definiującej cechy tożsamości jednostki. Ojcem chrzestnym tego programu studiów był zmarły w 1995 r. profesor Uniwersytetu w Cambridge Ernest Gellner, który szefował Instytutowi Nacjonalizmu i Wolności w CEU. Tuż przed swoją śmiercią Gellner utrzymywał, że rządy powinny zatrudnić "społecznych antropologów" jako głównych doradców, by w końcu pojąć co się dzieje na świecie. Podział narodów na grupy etniczne zgodne jest z planem stworzenia systemu, w którym kontrolę przejąć ma rząd światowy, a zamiast narodów i suwerennych rządów narodowych istnieć mają małe grupy etniczne pozbawione wpływu na system polityczny i zajmujące się tylko lokalnymi sprawami. [11]

Jeden z niedawnych projektów badawczych Instytutu zatytułowany był "Penetracja, partykularyzm i zaściankowość". Jego zadaniem było m.in. poddanie pod wątpliwość słuszności nacjonalizmu w globalnym kontekście, a jedna z ankiet, przeprowadzona w ramach programu "Jak lokalne interesy narodowe stwarzają opozycję przeciwko globalnej homogenizacji" badała różne grupy społeczne Polski i ich stosunek do ujednolicenia kultury za sprawą multinarodowych korporacji. Według Sorosa pojęcie narodu jest bardzo niebezpieczne, ponieważ prowadzi najczęściej do dyktatur, zwanych przez niego w skrócie "nadi", oraz prześladowań grup etnicznych.

Ulubioną dziedziną dekonstrukcjonistów CEU jest również socjologia. Wydział socjologii CEU mieści się w Warszawie i proponuje wykłady z "teorii społecznej", która skupia się na "rewolucyjnych zmianach w społecznych paradygmatach myślenia", w połączeniu z "panoramicznym przeglądem historii idei, które kształtują współczesną socjologię". Program ten, pod kierownictwem prof. Sławomira Kapralskiego, dotyczy funkcjonalizmu i neo-funkcjonalizmu, teorii konfliktów, krytycznej teorii Szkoły Frankfurckiej [12], strukturalizmu, post-strukturalizmu, symbolicznego współdziałania i.t.p. Innymi słowy -- "wypieranie z mózgów" w stylu londyńskiego Instytutu Tavistocka. [13] Nie jest to z pewnością przypadek, skoro polska socjologia cieszy się takimi znawcami przedmiotu jak prof. Jan Szczepański, który przez 20 lat zasiadał w zarządzie doradczym czasopisma "Human Relations" wydawanego przez Instytut Tavistocka i w swojej książce "Sprawy człowieka" napisał: "Dlatego nalegałbym, iż każda osoba może rozwinąć określone zasady w swoim życiu poprzez szukanie i tworzenie swojego własnego wewnętrznego świata, który nie odzwierciedla ani zewnętrznego świata czy idei, ani też Boga". Czyż ne brzmi to jak otwarte społeczeństwo Poppera i Sorosa?!

Skład zarządu CEU wiele mówi o charakterze tego tworu: przewodniczącym jest oczywiście Soros, a członkowie doskonale nadają się do budowania churchillowskiego "imperium umysłów". Należą do nich m.in.: prof. Leon Botstein z nowojorskiego Bard College, sławnego ze swego ultra-liberalizmu i udziału w propagowaniu kultury narkotyków w USA w latach 60-tych; Lord Ralf Dahrendorf , St. Anthony's College w Oxfordzie, znany dekonstrukcjonista w typie Derridy; prof. Geremek, PAN; dr William Newton-Smith , wykładowca w Balliol College w Oxfordzie oraz członek Hebdomadal Council, rady Uniwersytetu w Oxfordzie; prof. Alfred Stepan , prezydent i rektor CEU, który pracował w Departamencie Stanu USA; otrzymał dyplom uniwersytecki z Balliol College, Oxford, i specjalizuje się w "teorii demokracji w procesach transformacji z niedemokratycznych reżimów".

Na liście osób współpracujących ściśle z CEU znajduje się m.in. William Wallace, absolwent Cambridge University, były dyrektor badań Królewskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (RIIA, tzw. Chatham House); obecnie wykłada w Londyńskiej Szkole Ekonomii, oraz Anne Lonsdale, dyrektor generalny CEU, również absolwentka Uniwersytetu w Oxfordzie i wykładowczyni na oxfordzkich uczelniach.

Za sprawą Sorosa polskie społeczeństwo może więc zostać zatrute brytyjskim relatywizmem moralnym w stylu Mandeville'a, autora książki "The Fable of the Bees" (opowieść pszczół) z wiele mówiącym podtytułem "Prywatne występki, społeczne korzyści". Mandeville przekonuje w niej, że człowiek jest z natury zły, ale interakcja złych impulsów i szkodliwych działań jednostek prowadzi do równowagi społecznej, która w końcowym efekcie ma pozytywny charakter. Soros z pewnością wziął sobie tę regułę do serca, ale czy jest ona prawdziwa?

Elisabeth Hellenbroich
Mark Burdman


Sprawa LaRouche'a

Przedstawiciele Instytutu Schillera od ponad 10 lat utrzymują kontakty z różnymi ugrupowaniami i osobistościami polskiej polityki, związków zawodowych i środowisk uniwersyteckich. Program gospodarczy inicjatora Instytutu, amerykańskiego ekonomisty, Lyndona LaRouche'a, jego poglądy na filozofię i historię oraz działalność Instytutu znane są w Polsce wielu osobom, przedstawione też zostały w niektórych mass mediach ("Nowy Świat", 1992; Katolicka Agencja Informacyjna, czerwiec 1995; "Ład", sierpień 1995, "Słowo", maj 1996; "Militaria" sierpień 1996). Jednakże ciągle jeszcze nie dla wszystkich jasne jest, dlaczego LaRouche znalazł się w więzieniu, komu się naraził i kto stara się ośmieszyć jego idee i odstraszyć potencjalnych współpracowników.

Niełatwo jest lapidarnie odpowiedzieć na to pytanie. LaRouche, tak samo jak mitologiczny Prometeusz, odważył się zdradzić "śmiertelnikom" tajemnicę bogów Olimpu, którzy arbitralnie i w okrutny zazwyczaj sposób igrają z losem ludzkim. Dzisiejsi bogowie Olimpu -- rodziny oligarchiczne, skupione nieformalnie w tzw. Klubie Wysp [14], kontrolujące wiele światowych instytucji finansowych i politycznych, nigdy nie pogodziły się ze zwycięstwem idei republikańskich oraz powstaniem państw narodowych, opartych na zasadzie równości, wolności i niepodważalnych praw każdego człowieka, zrodzonego na podobieństwo Boga. Dla tych osobników LaRouche i kierowany przez niego ruch polityczny, broniący tych zasad, stał się nieprzyjemną zadrą w oku.

Wróg publiczny numer jeden

Początkowo Rodziny przyglądały się z pobłażaniem poczynaniom LaRouche'a i grupy skupionych wokół niego studentów, którzy pod koniec lat 60-tych zaczęli budować ruch filozoficzno-polityczny, stawiający sobie za zadanie stworzenie nowego sprawiedliwego systemu gospodarczego, gwarantującego rozwój wszystkim narodom świata. Pierwsze starcie z establishmentem miało miejsce już w 1968 r., na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku, gdzie współpracujący z LaRouchem studenci stanęli na drodze ulubieńca Ford Foundation, McGeorge'a Bundy'ego. Był on jednym z propagatorów "anty-konsumpcjonizmu", "lokalnej" kontroli i ograniczenia praw rządu federalnego, które to trendy prostą drogą prowadzą do faszystowskich programów gospodarczych. Pobłażanie Rodzin ostatecznie skończyło się w 1971 r. kiedy w czasie publicznej debaty w nowojorskim Queens College LaRouche udowodnił pofesorowi ekonomii, Abba Lernerowi, reprezentującemu ideologię wschodniego establishmentu, że propagowany przez niego system gospodarczy nie różni się niczym od polityki Hjalmara Schachta, nazistowskiego ministra finansów w rządzie Hitlera.

Oligarchii nie spodobało się, że LaRouche, zamiast koncentrować się na kwestiach drugoplanowych, uderzył w samo sedno problemu i zdemaskował "faszyzm z ludzką twarzą" propagowany przez Klub Wysp, który przystąpił w tym czasie do maltuzjańskiej ofensywy, mającej na celu ograniczenie wzrostu ludności i zniszczenie potencjału gospodarczego, szczególnie w krajach Trzeciego Świata. W 1974 r. w Bukareszcie na pierwszej konferencji poświęconej rzekomemu przeludnieniu, Helga Zepp-LaRouche oskarżyła publicznie Johna D. Rockefellera o propagowanie polityki ludobójstwa, przekraczającej nawet zbrodnie Hitlera. Klęska rumuńskiej konferencji sprowokowała amerykański establishment do zaadaptowania w 1974 r. polityki ograniczania liczby ludności w krajach Trzeciego Świata. Została ona sformułowana za sprawą brytyjskiego agenta, Henry Kissingera [15], w dokumencie NSSM 200 [16], odtajnionym w latach 80-tych.

Pod koniec lat 70-tych LaRouche zaproponował również odejście od doktryny militarnej MAD (mutually assured destruction czyli obustronne gwarantowane zniszczenie), opartej na brytyjskiej geopolityce Bertranda Russella. Przedstawił projekt zastosowania nowoczesnych technologii laserowych do budowy systemu obrony przed rakietami balistycznymi (tzw. strategiczną inicjatywę obronną, SDI). LaRouche prowadził zakulisowe rozmowy z Sowietami na temat wspólnej rozbudowy SDI jako alternatywy wojny nuklearnej. Sowieci odrzucili projekt z obawy, że nie dotrzymaliby Amerykanom kroku, a także -- w przypadku rozbudowy programu przez USA -- utracili zdolność szantażu bronią nuklearną. Przekonani byli również przez Kissingera, że Reagan nigdy nie zaakceptuje nowej doktryny. Kiedy jednak w marcu 1983 r. Reagan oficjalnie przedstawił SDI jako nową politykę USA, Sowieci otworzyli przysłowiową puszkę Pandory, w tym przypadku prasę sowiecką, która rozpoczęła kampanię nieprawdopodobnych oszczerstw przeciwko LaRouche'owi -- "Literaturnaja Gazeta", "Izwestia", "Prawda", "Nowoje Wremia" pośpieszyły z niewyobrażalnymi atakami przeciwko LaRouche'owi, określając go jako neo-faszystę, ekstremistę i "Furera" wzorującego się na włoskich Czarnych Koszulach.

W marcu 1986 r. siatka KGB i wschodnioniemieckiej służby bezpieczeństwa Stasi wspólnie z amerykańskim establishmentem posunęła się nawet do oskarżenia współpracującej z LaRouchem szwedzkiej partii EAP (Europeische Arbeit Partei) o zamach na Olofa Palme! Dwaj byli pracownicy biura dezinformacji Stasi przyznali w opublikowanej w 1993 r. książce, że to oni byli autorami oskarżeń przeciwko EAP [17].

W Stanach Zjednoczonych fala oszczerstw przeciwko LaRouche'owi w mass mediach przybrała jeszcze większe rozmiary za sprawą powiązanego z Rodzinami prywatnego bankiera z Nowego Jorku, Johna Traina, i prywatnej organizacji pod nazwą Liga Przeciwko Zniesławieniom [18], (Anti-Defamation Ligue, ADL). Według zeznań Chipa Berleta, jednego z uczestników spotkań w mieszkaniu Traina, zorganizował on grupę dziennikarzy m.in. z NBC, "Washington Post", "New York Times" i "Readers' Digest" w celu omówienia kampanii oszczerstw przeciwko LaRouche'owi. Kampanię tę rozdmuchał szczególnie program NBC (First Camera, marzec 1984), pełen nieprawdopodobnych kłamstw, których rozmachu nie powstydziłby się sam Goering, minister propagandy w rządzie Hitlera. Okarżono LaRouche'a o oszustwa finansowe, planowanie zamachu na Cartera i Brzezińskiego oraz inne tego rodzaju bajeczne przestępstwa. Oczywiście, jedynym celem tego ataku było zniesławienie LaRouche'a i w taki sposób zneutralizowanie jego wpływów poprzez zasianie wątpliwości i strachu w umysłach Amerykanów.

Rosnące wpływy LaRouche'a w Stanach Zjednoczonych oraz za granicą [19] spowodowały w końcu osobistą interwencję Kissingera. Wśród odtajnionych w ciągu ostatnich kilku lat dokumentów rządowych znajdował się m.in. list Kissingera z sierpnia 1982 r. adresowany do Williama Webstera, ówczesnego szefa FBI. Kissinger stwierdza, że LaRouche i jego ludzie stają się coraz bardziej "nieznośni", dlatego należy przedyskutować, co zrobić w jego sprawie. W listopadzie tego samego roku w kolejnym liście do Webstera, Kissinger pisze, że kierowana przez LaRouche'a organizacja być może popierana jest przez jakiś obcy wywiad, sugerując w ten sposób, że FBI powinno traktować śledztwo w sprawie LaRouche'a jako sprawę bezpieczeństwa narodowego, co pozwala na zastosowanie specjalnego dekretu 12333 umożliwiającego pracownikom FBI liberalne podejście do dyrektyw Biura, czyli w praktyce -- łamanie prawa. Sprawa LaRouche'a była przedmiotem dyskusji na posiedzeniu Prezydenckiej Rady Doradczej ds. Wywiadu [20], na której David Abshire podjął temat organizacji LaRouche'a i fakt, że wiele osobistości życia publicznego Ameryki zastanawia się, czy FBI ma podstawy, by rozpocząć przeciwko niej śledztwo "zgodnie z dyrektywami lub w inny sposób". Obrady te zapoczątkowały falę brudnych operacji przeciwko LaRouche'owi i jego współpracownikom.

Jednocześnie Sowieci, zdenerwowani faktem, że Amerykanie przejęli program SDI, coraz agresywniej zaczęli domagać się zerwania administracji Reagana z LaRouchem: "Lyndon LaRouche chce osłabić wpływ komunizmu i innych sił lewicowych wśród robotników i studentów. Skandaliczne związki administracji Reagana z LaRouchem zostały ujawnione w specjalnym raporcie programu NBC. (..) Przyznanie się Białego Domu nie tylko odkrywa prawdziwą twarz LaRouche'a, lecz również wykazuje, że obecna administracja Waszyngtonu nie waha się korzystać z usług neo-faszystowskich prowokatorów" (Izwiestia, 12 marca, 1984). Z podobnym żądaniem wystąpił cztery dni wcześniej Charles Manatt, przewodniczący Krajowej Komisji Partii Demokratycznej i zagorzały przeciwnik SDI. W wywiadzie dla "Chicago Tribune" Manatt powiedział, że "szokujące związki Białego Domu z dziwnym ekstremistą, Lyndonem LaRouchem, muszą się skończyć".

Tak więc pod koniec marca 1984 r. zadziwiająca koalicja składająca się z szefa Partii Demokratycznej, ADL, KGB, FBI i NBC publicznie nawoływała do usunięcia LaRouche'a ze sceny politycznej! Pomimo tego, LaRouche rozpoczął kampanię prezydencką, podkreślając w swym programie wyborczym niebezpieczeństwo załamania się gospodarki i globalnego systemu finansowego.

Śledztwo przeciwko LaRouche'owi

W październiku 1984 r. podjęte zostały legalne kroki w celu "wrobienia" LaRouche'a i współpracujących z nim wydawnictw i organizacji. Prokurator Massachusetts, William Weld, zainicjował w Bostnie śledztwo kryminalne w celu zebrania dowodów naruszeń finansowych dokonanych rzekomo w czasie kampanii prezydenckiej przez komitet wyborczy LaRouche'a. Pomimo różnych brudnych operacji, np. prześladowania osób, które wsparły finansowo kampanię LaRouche'a [21], prokuratura i FBI nie zdołały uzyskać żadnych obciążających dowodów przeciwko niemu. Po ponad dwóch latach śledztwa decydują się na desperacki krok zorganizowania prawdziwej obławy, rzekomo w celu zdobycia dowodów, których podejrzani o dokonanie przestępstw jakoby nie chcieli udostępnić sądowi. Dnia 6 października 1986 r. czterystoosobowa brygada składająca się z pracowników FBI, brygady lokalnego szeryfa i innych agend rządowych, uzbrojona w karabiny maszynowe, pojazdy opancerzone i helikoptery okrążyła biura współpracujących z LaRouchem wydawnictw oraz jego dom. Wyłamano zamki, wdarto się do pomieszczeń biurowych, skonfiskowano wiele materiałów, aresztowano też 11 osób, oskarżonych o manipulowanie kartami kredytowymi przez dziennikarzy NBC i utrudnianie pracy sądu. To drugie oskarżenie oparte było na kłamliwym zeznaniu agenta FBI, Richarda Egana, według którego współpracownicy LaRouche'a nie przedłożyli odpowiednich dokumentów sądowi w Bostonie.

Nieproporcjonalnie ogromne siły zmobilizowane przeciwko ICLC (International Caucus of Labor Committes, nieoficjalna nazwa organizacji kierowanej przez LaRouche'a) świadczą o tym, że pewni osobnicy liczyli na rozlew krwi. FBI posiadało wiadomości o rzekomych uzbrojonych po zęby strażnikach pilnujących domu LaRouche'a, chodziło więc najprawdopodobniej o to, by sprowokować strzelaninę i doprowadzić do masakry przypominającej późniejsze wydarzenia z Waco w Teksansie.

Na tym się jednakże nie skończyło. Prześladowcy LaRouche'a postanowili na stałe zamknąć wydawnictwa i biura powiązanych z nim firm. Wykorzystali w tym celu następującą taktykę: ponieważ sędzia w Massachusetts utrzymywał, że nie otrzymał dokumentów, które wydawnictwa miały mu przekazać w ramach śledztwa, w marcu 1985 r. nałożył na nie karę w wysokości 10 tys. dolarów dziennie. Obciążone karą wydawnictwa złożyły apelację do odpowiedniego sądu, twierdząc że wypełniły wszystkie żądania sędziego. Mimo, że na początku 1987 r. sprawa była ciągle jeszcze w sądzie apelacyjnym, rząd postanowił wnieść wniosek o upadłości wydawnictw, ponieważ nie otrzymał sumy kilku milionów dolarów -- wspomnianych zakumulowanych kar, narzuconych przez sędziego. Sama procedura upadłościowa też odbyła się przy naruszeniu prawa: według amerykańskiego prawa, jeśli firma ma więcej niż 12 kredytorów (co miało miejsce w tym przypadku, gdyż rozpatrywane wydawnictwa uzyskiwały kredyty od tysięcy prywatnych obywateli), w celu zainicjowania procedury upadłościowej potrzebnych jest co najmniej trzech wierzycieli. Muszą oni rozpocząć procedurę w sądzie, który po wysłuchaniu dłużnika decyduje, czy można go uznać za niewypłacalnego. W przypadku wydawnictw współpracujących z LaRouchem, rząd był jedynym wnioskodawcą, a poza tym cała procedura odbyła się bez wiedzy oskarżonych o bankructwo przedsiębiorstw. Dnia 21 kwietnia 1987 r. biura wpółpracujących z LaRouchem wydawnictw (Campaigner, CDI, Fusion Energy Foundation i in.) zostały o świcie zajęte przez federalnych urzędników. Zamrożono również ich konta bankowe. (Dwa lata później, w 1989 r., sędzia Martin Bostetter stwierdził, że urzędnicy federalni działali "w złej wierze" i dopuścili się "oszustwa względem sądu", doprowadzając do nielegalnego zamknięcia wydawnictw współpracujących z LaRouchem. Niestety, decyzja ta podjęta była zbyt późno.) Wyznaczeni przez sąd nowi zarządcy wydawnictw po prostu je zamknęli, tak więc członkowie ICLC musieli w celu kontynuowania działalności wydawniczej rozpocząć na nowo tworzenie wydawnictw.

Po trzech latach przygotowań, w grudniu 1987 r. rozpoczął się w Bostonie proces przeciwko LaRouche'owi i kilku jego współpracownikom, którzy oskarżeni byli o manipulowanie kartami kredytowymi i utrudnianie pracy sądu. Po sześciu miesiącach proces został zamknięty przez sędziego Roberta Keetona ze względu na brak dowodów winy. Keeton stwierdził poza tym, że w czasie procesu prokuratura naruszyła nakazy sądowe i nielegalnie ukrywała przed obroną dowody świadczące o niewinności oskarżonych. W wywiadzie dla lokalnej gazety członkowie ławy przysięgłych oświadczyli, że uznaliby wszystkich oskarżonych za niewinnych.

Farsa systemu sprawiedliwości

Ta pierwsza porażka nie zraziła jednak Rodzin. Postanowiono otworzyć kolejny proces, tym razem w rejonie, gdzie zarówno sędzia jak i ławnicy byliby bardziej skłonni wierzyć stronie rządowej niż obrońcom LaRouche'a. Wybrano Aleksandrię w stanie Wirginia, niedaleko od Waszyngtonu, gdzie większość mieszkańców pracuje dla rządu lub ma związki z osobami zatrudnionymi przez rząd. Samo założenie, że osoby te mogły bezstronnie przyjrzeć się sprawie i wydać sprawiedliwy wyrok, zakrawa na kpinę. Tym razem oskarżno LaRouche'a i jego współpracowników o "konspirację popełnienia oszustwa za pomocą poczty" (mail fraud), co oznacza w "normalnym" języku, że oskarżono ich o zaciąganie pożyczek bez intencji ich spłaty.

Przypadki złej woli i naruszenia prawa ze strony prokuratury i sędziego były tak liczne w tej sprawie, że trudno jest w krótkim artykule opisać je wszystkie.

Po pierwsze, sędzia Bryan, (który przez 25 lat pracował dla rządowej instytucji handlującej bronią, "Interarms") dał obronie rekordowo krótki okres czasu do przygotowania się do rozprawy, zaledwie 28 dni. Obrońcy naturalnie zażądali skorzystania z prawa do wglądu w dowody oskarżenia. To samo uczynili już przed procesem w Bostonie -- i w obu przypadkach wynik był negatywny. LaRouche i jego współpracownicy musieli więc stawić się przed sądem nie posiadając informacji, do której każdy oskarżony ma prawo -- informacji wynikającej z procedury przedłożenia dowodów przez oskarżenie (co jest dokładnie zarzucane i jakimi dokładnie dowodami dysponuje oskarżenie).

Po drugie, obrona nie miała możliwości stwierdzić, czy ławnicy rzeczywiście byli bezstronni i mogli wydać sprawiedliwe orzeczenie. Z 175 kandydatów, 46 okazało się pracownikami takich agencji rządowych jak FBI, CIA, służby wywiadowcze i Biuro Podatkowe (czli instytucji, które zaangażowane były w prześladowania LaRouche'a), wielu innych kandydatów skoligaconych było z pracownikami rządu. A przypomnieć należy, że rząd był stroną oskarżającą! Obrona nie miała możliwości zadać kandydatom na ławników pytań, które umożliwiłyby stwierdzenie ich opinii na temat oskarżonych. Pracownicy rządu zwolnieni byli z zasiadania na ławie przysięgłych tylko jeśli sami przyznali, że nie mogą być w pełni obiektywni. W rezultacie, dopiero po procesie okazało się, że Buster Horton, który został przewodniczącym ławy przysięgłych, nie tylko był pracownikiem rządowym, ale należał do specjalnego stuosobowego gremium [22], zajmującego się planowaniem akcji rządu w przypadku katastrof i sytuacji wyjątkowego zagrożenia. Szczególnie w jego przypadku trudno mówić o obiektywizmie, gdyż uniewinniający wyrok ławy przysięgłych mógł mieć wpływ na jego karierę. Cały proces wyboru ławy trwał dwie godziny -- dla porównania: proces wyboru ławników w Bostonie trwał trzy tygodnie. Należy również przypomnieć bezprecedensową nagonkę przeciwko LaRouche'owi w mass mediach -- w okresie kilku lat poprzedzających proces w prasie amerykańskiej ukazało się 26 tys. artykułów z oszczerstwami na jego temat, nie licząc już programów telewizyjnych. Fakt ten z pewnością uprzedził ławników do LaRouche'a już przed procesem, co przy złej woli sądu z góry gwarantowało wyrok skazujący.

Po trzecie, rząd wystąpił do sędziego z petycją in limine, ograniczającą rodzaj dowodów, które mogą być przedstawione w czasie procesu. Sędzia przychylił się do tej petycji, co oznaczało, że obrona nie mogła wspomnieć wieloletnich szykan ze strony rządu przeciwko wydawnictwom LaRouche'a, ani też, że to z inicjatywy rządu wydawnictwa te zostały zamknięte z powodu rzekomego bankructwa, chociaż ten ostatni fakt był powodem opóźnień w spłatach pożyczek! Powstawała więc paradoksalna sytuacja: oskarżeni stanęli przed sądem z powodu domniemanej konspiracji w celu niespłacenia zaciągniętych pożyczek, ale w swojej obronie nie mogli wspomnieć, że to działania rządu doprowadziły do zamknięcia wydawnictw i kłopotów finansowych!

Po przeprowadzeniu wywiadów z tysiącami osób, które udzieliły pożyczki organizacjom LaRouche'a, w końcu znalazło się kilkoro, które w nadziei na odzyskanie swoich pieniędzy zgodziły się pod presją zeznawać jako świadkowie prokuratury. Wystarczyło, że taki świadek powiedział, że nie otrzymał spłaty pożyczki na czas, by prokuratura przedstawiła ten fakt jako dowód na rzekome świadome konspirowanie w celu niespłacenia pożyczek. Jak wspomniano wyżej, obrona nie mogła powiedzieć, że zaległości w spłacaniu pożyczek wynikały z działań samego rządu -- najazdu na biura wydawnictw, ich zamknięcia, a następnie ogłoszenia bankructwa. Jak okazało się później, prokuratura dopuściła się również naruszenia prawa ukrywając dowody, które przechyliłyby szalę na korzyść oskarżonych, np. telegram agenta FBI, Tima Kludna, do Waszyngtonu o jego wysiłkach w celu znalezienia świadków oskarżenia. Pisał on: "Pytałem wiele osób, żadna nie czuje się oszukana. Większość stwierdza, że popierała w ten sposób ruch polityczny i zadowala się w pełni tym, co wie o całej sytuacji". Powyższe fakty wystarczą już, by uznać cały proces za farsę i oczywisty przykład złej woli ze strony rządu i prokuratury.

Pod koniec 1988 r. LaRouche został uznany winnym i oczekiwał na wydanie wyroku razem z 6 oskarżonymi razem z nim współpracownikami. Rodziny były usatysfakcjonowane. Wydawało się, że LaRouche został złamany, a kierowana przez niego organizacja rozsypie się na kawałki. W rozmowie z jednym z francuskich współpracowników LaRouche'a potomek starej brytyjskiej oligarchicznej rodziny, Kenneth de Coursey, przechwalał się: "Kontrolujemy amerykańskie sądy od najniżej instancji do samego szczytu. Jeśli LaRouche zrezygnuje ze swojej polityki i przestanie atakować system finansowy, nie musi pójść do więzienia". Tak się jednak nie stało. LaRouche nie zgodził się na żadne brudne kompromisy, został skazany na 15 lat więzienia, jego współpracownicy zaś na 3 do 6 lat przez sąd federalny, a w pięciu sprawach dotyczących jurysdykcji stanu Wirginia na astronomiczne wyroki od 33 do 77 lat! Przebieg procesów w Wirginii wymaga odrębnego przedstawienia.

Kampania o uwolnienie i rehabilitację LaRouche'a

W ciągu pięciu lat pobytu LaRouche'a w więzieniu jego współpracownicy kontynuowali kampanię o jego uwolnienie. Jego sprawa została przedstawiona Trybunałowi Międzynarodowemu w Hadze, Komisji Praw Człowieka ONZ-tu w Genewie, Organizacji Państw Amerykańskich, Międzynarodowej Organizacji Postępu, Komisji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (CSCE) i wielu innym. Za LaRouchem wstawiły się takie osobistości jak były prezydent Argentyny, Arturo Frondizi, były prokurator generalny Stanów Zjednoczonych, Ramsey Clark, niemiecki profesor prawa, von der Hendt i prof. Ian Ley z Uniwersytetu w New Castle, który porównał sprawę LaRouche'a ze znanym w Anglii przypadkiem niesłusznego uwięzienia grupy Irlandczyków.

W styczniu 1994 r. LaRouche został zwolniony warunkowo, ale nie oznaczało to końca kampanii o wyjaśnienie jego sprawy i pełną rehabilitację, która zależy obecnie od prezydenta Stanów Zjednoczonych, prokuratora generalnego, Janet Reno oraz odpowiednich komisji Kongresu USA. Otwarty list do prezydenta Clintona z prośbą o rehabilitację LaRouche'a podpisało jak dotąd 736 stanowych legislatorów, a 29 czerwca br. po raz pierwszy obecny członek Kongresu USA, senator Carol Moseley-Braun. List ten podpisało również wielu byłych kongresmenów, działaczy politycznych, obrońców praw człowieka, przedstawicieli różnych wyznań, m.in. 10 amerykańskich biskupów katolickich, a także setki parlamentariuszy z całego świata, w tym 7 polskich posłów. Wiele grup i organizacji wystąpiło z petycjami o rehabilitację LaRouche'a, np. uczestnicy konferencji byłych więźniów politycznych i ofiar komunizmu, która odbyła się w Budapeszcie w styczniu 1995 r. Do czynnej kampanii o rehabilitację LaRouche'a przyłączyły się takie osoby jak były kongresmen James Mann, który przez 10 lat był członkiem komisji sprawiedliwości Kongresu USA, były wicepremier rządu Czechosłowacji z czasów Havla, Josef Miklosko oraz Amelia Boyton Robinson, legenda amerykańskiego ruchu Martina Luthera Kinga o prawa człowieka.

Sprawa LaRouche'a została również przedstawiona w Europie wschodniej, np. w Rosji w grudniu 1991 r. obszerny artykuł na jego temat opublikowała wydawana przez Partię Demokratyczną gazeta "Swobodnoje Słowo", w Polsce w 1992 r. nie istniejący już "Nowy Świat" opublikował artykuł "Lyndon LaRouche -- amerykański Sacharow". Tym samym porównaniem posłużyła się również w lipcu br. gazeta słowackich związków zawodowych "Praca", która zrelacjonowała wizytę LaRouche'a na Słowacji. Na temat LaRoche'a wielokrotnie pisały też gazety Chorwacji i Bośni, zainteresowane szczególnie jego analizą sytuacji w byłej Jugosławii, np. wpływami Londynu i Paryża na przebieg wojny bałkańskiej.

Niewiele dziś osób w Stanach Zjednoczonych wierzy, że LaRoche był winien przestępstw, o które go oskarżono, tak samo jak nikt nie wierzy w oficjalną wersję zamachu na prezydenta Johna Kennedy'ego, według której prezydent padł ofiarą działającego w pojedynkę zamachowca. Oczyszczenie amerykańskiego systemu sprawiedliwości z korupcji wymaga stoczenia walki politycznej z Klubem Wysp, dla którego Stany Zjednoczone, pierwsza prawdziwa republika, zawsze stanowiły zagrożenie.

materiał zebrała i opracowała Anna Kaczor


Wczoraj, dziś i jutro

"Każdy obywatel, by najnikczemniejszy i nieświatły, przyczynia się do dobra powszechnego ... ale ten, któremu Wszechmocność dała poznanie rzeczy więcej nad drugich i znajomość objęcia okręgu Ziemi i potrzeb do niej żyjących ludzi, grzeszy, gdy przestaje być czynnym".

(list T. Kościuszki do M. Zaleskiego, Niemirów, 3 kwietnia 1792)

Nazwaliśmy przygotowany przez ekspertów Instytutu Schillera program gospodarczy dla Polski programem kościuszkowskim, gdyż bohater wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych i przywódca powstania 1795 r. o niezawisłość Polski rozumiał doskonale najważniejszą zasadę nowoczesnego republikańskiego państwa narodowego, wyrażoną w chrześcijańskiej idei człowie ka stworzonego na podobieństwo Boga, czyli obdarzonego pewnymi niepodważalnymi prawami. Idea ta kazała Kościuszce wyzwolić podarowanych mu w Ameryce czarnych niewolników, a w Polsce zabiegać o wolność osobistą chłopów i powszechną oświatę dla wszystkich mi eszkańców kraju. Ta troska o dobro powszechne i rozwój każdej jednostki powinna być dla nas drogowskazem na przyszłość.

Moralne wskazania obywatelskie

Słowa i myśli Kościuszki poruszają nas po ponad 200 latach głębią mądrości i nieprzemijania. Słowa te nabierają tym większej mocy, że wypowiadane były przez człowieka czynu, inżyniera, generała, a nie koninkturalnego polityka. Oddajmy głos Naczelnikowi w sprawie pierwszej części triady: Wolność, Całość, Niepodległość :

"Wolność jest potrzebą moralną duszy, tak wpływającą na szczęście człowieka, jak czyste powietrze na zdrowie".

"Wolność to najsłodsze dobro, które człowiek na ziemi kosztować może, użyczone od Boga tym jedynie narodom, które stałością, męstwem i wytrzymaniem wszystkich przeciwności stają się go godnym."

Przestrzegał jednak, że: "kto prawom posłusznym być nie chce, ten nie wart wolności".

Pełen optymizmu i ewangelicznej mądrości mówił: "Ludzie stali przy sprawiedliwości i cnocie doczekają się zawsze szczególnych wypadków, których nie przewidywali, tak -- przeciwnie -- co nie za głębokim czuciem duszy, lecz za czasową tylko idą porywczością lub za bawidłami imaginacji, roszczą sobie prędko rozpacz, porzucają chorągiew ludzkości, szukając podle osobistego bezpieczeństwa i oszukują sami szczęście swoje".

Przytaczane prawdy wypływały z przekonania T. Kościuszki, że: "Dusza ludzka nie jest machiną fizyczną, nie może być poruszona popchnięciem ręki, ale tylko sposobami moralnymi". Do kanonu "sposobów moralnych" zaliczał wiarę w ludzi, gdyż: "Im bardziej wmawia się w kogo męstwo, tym się mężniejszym staje i przeciwnie, traci o sobie dobre mniemanie kiedy nim gardzą". Zaleca także, by: "We wszystkich czynnościach być prawym, prostym, otwartym, niczego nie ukrywając w dyskusjach jakichkolwiek nie sprzeczać się, lecz szukać ze spokojem i skromnością prawdy".

Dodał także: "Wytykajmy nasze błędy, ale umiejmy szanować i oddać sobie sprawiedliwość, gdy na nią zasługujemy". Utożsamiając wolność ze szczęściem i wartościami moralnymi żywił nadzieję, że: "Poddany -- słowo przeklęte powinno być w oświeconych narodach". Piętnował przejawy braku cnót obywatelskich, mówiąc:

"Trzeba być surowym wobec próżniaków, pijaków, włóczęgów i żebraków. Trzeba ich zmusić do robót publicznych, do budowy dróg, kanałów spławnych, brukowania miast albo do koszenia na wsi za umiarkowanym wynagrodzeniem". Z łagodnością dodając: "Trzeba karać bez tyranii".

Zbiór tych pięknych maksym wieńczy powtarzana często przez T. Kościuszkę za starożytnymi filozofami recepta: "Siebie samego zwyciężać -- największe zwycięstwo".

Czyn -- Uniwersał Połaniecki

Subtelne rozważania etyczno-filozoficzne przekładał Kościuszko na twardą żołnierską rzeczywistość; początkowo, jako uczestnik wojny 1775-83 o niepodległość Stanów Zjednoczonych, utalentowany inżynier i autor fortyfikacji Saratogi i New Point. Następnie wypełniając patriotyczną powinność stał się "Bohaterem Ginącej Polski".

Z krwawych walk insurekcji kościuszkowskiej, czasami zwycięskich ( Racławice), a często tak strasznych (Maciejowice, rzeź Pragi), powiała owa dziwna narodowa moc, której zabrakło Polsce za czasów pierwszego i drugiego rozbioru. Owa moc miała swe źródła nie tylko w militarnym wysiłku, ale także w próbie wprowadzenia reform społecznych i organizacji nowoczesnego aparatu państwowego. Dekret wydany w obozie pod Połanicem 7 maja 1794 r. górował nad wszystkimi osiemnastowiecznymi ustawami rolnymi swą wszechstronnością, przewyższając reformy pruskie i józefińskie.

Dekret ów, nazwany Uniwersałem, rozpoczynał się od słów: universis et singulis, pro esentibus et futuris -- wszystkim i każdemu z osobna, dzisiejszym i przyszłym.

Uniwersał Połaniecki:

  • całkowicie uwalniał z pańszczyzny chłopów biorących udział w powstaniu;
  • dla reszty chłopów obniżał pańszczyznę o 33%-50% w zależności od wielkości gospodarstw;
  • zapewniał włościanom opiekę rządu krajowego;
  • przyznawał chłopom prawo opuszczania wsi pod warunkiem wywiązania się ze wszystkich zobowiązań wobec dworu;
  • zapewniał nieusuwalność chłopów z ziemi pod warunkiem wypełniania wszystkich obowiązków.

W zamian Uniwersał zobowiązywał chłopów do sumiennego wywiązywania się ze świadczeń i przyjmowania propozycji najmu. W celu realizacji tych postanowień powołano instytucję dozorców, którzy występowali w sprawach spornych między chłopami a dworem. Ponadto Uniwersał odnosił się po bratersku do mieszczan, Zydów i duchowieństwa ( w tym greko-orientalnego i niemieckiego).

Postanowienia Uniwersału nie były respektowane przez mocarstwa zaborcze, a także zostały przyjęte z oporem przez znaczną część szlachty. Kościuszko z nieukrywaną troską wypowiadał się na temat ziemiaństwa w pracy "Czy Polacy mogą wybić się na niepodległość" w 1800 r.: "Było interesem magnatów osłabić ducha współziemian, zniżać ich przymioty, aby nie uczuli swej mocy i nie zrzucili haniebnej opieki, gdyż przez to zginąłby cały ich [magnaterii] wpływ i powaga". Dodawał przy tym, że "W naturze wszyscy równi jesteśmy, bogactwa i wykształcenie czynią tylko różnicę".

Zgodnie z postanowieniami aktu krakowskiego powołano także Radę Najwyższą Narodową, podzieloną na 8 wydziałów (Bezpieczeństwa, Instrukcji Narodowej, Interesów Zagranicznych, Porządku, Potrzeb Wojskowych, Skarbu, Sprawiedliwości i Zywności), stanowiącą przykład aparatu władzy centralnej. Wprowadzono powszechny podatek nadzwyczajny, którego progresja stanowiła sprawiedliwe obciążenie ludności w stosunku do zamożności.

Podsumowując trzeba stwierdzić, że na postanowienia Uniwersału nie zdobyłby się sejm zdominowany przez właścicieli ziemskich. Ustawę taką mógł wydać tylko Naczelnik znający demokratyczne prawa Ameryki i Francji.

Warto nadmienić, że kolejne etapy insurekcji kościuszkowskiej były szeroko i życzliwie komentowane w prasie amerykańskiej. 21 lutego 1795 r. gazeta "The Herald" przytoczyła ostatni komentarz dotyczący sytuacji Polski: "Poland in arms. Koscusko was hailed as the deliverer of his country, as our Washington has been" (Polsa pod bronią. Kościuszko ogłoszony zbawcą kraju, tak jak kiedyś Waszyngton).

Hasła głoszone przez Kościuszkę w XVIII w. powinny dziś inspirować i wspierać działania nie w sferze militarnej, lecz na niwie życia społeczno-gospodarczego i kulturalnego, gdyż, cytując po raz ostatni Generała: "Naród, który ma słuszną sprawę i stałość w przedsięwzięciu, doprowadzi go do pomyślnego skutku" i "Nikt z Polaków nie może godziwie szukać szczególnego dobra, jak tylko w dobru powszechnym".

Hanna Warnke


[1] Międzynarodowe agencje walczące z handlem narkotykami, np. specjalna grupa OECD do walki z praniem brudnych pieniędzy, wielokrotnie upominały rząd Holandii za jego niechęć do wprowadzenia zdecydowanych i efektywnych środków kontroli prania pieniędzy z handlu narkotykami na terytorium kontrolowanym przez ten kraj. Holandia do dzisiaj sprawuje władzę w ważnych ośrodkach na Karaibach, np. na Arubie i innych wyspach Antyli Holenderskich, stanowiących jedno z centrów rozregulowanego międzynarodowego systemu bankowego. Bez takich "wyspowych" (offshore) ośrodków nielegalne pranie brudnych pieniędzy byłoby w znacznym stopniu utrudnione

[2] Prezydent AIG, Maurice Greenberg, działa na arenie międzynarodowej, szczególnie w Azji. Jednym z jego bliskich doradców jest Henry Kissinger. Greenberg zdołał zbudować "prywatną" strukturę wywiadowczą. Na początku lat 90-tych wykupił 50% akcji nowojorskiej firmy Kroll Associates, połączonej z Ligą Przeciwko Zniesławieniom. Firma ta specjalizuje się w usługach wywiadowczych, składa się z "byłych" pracowników Scotland Yardu, MI-6 (wywiad brytyjski), Mossadu (wywiad izraelski), FBI, CIA itp. W innej firmie ubezpieczeniowej, AGF Ubezpieczenia na Zycie SA, udziały posiada obok Assurances Generales de France również Fundacja Batorego czyli osławiony George Soros!

[3] "Vital speeches", 15.04.1995

[4] o podejrzanych operacjach finansowych Sorosa pisaliśmy w NS 7, kwiecień 1995;

[5] Derrida należy do propagatorów politycznej poprawności, którzy zdołali wyrzucić z programów uniwersyteckich "zmarłych białych europejczyków", czyli największych naukowców, myślicieli i twórców tzw. zachodniej kultury, w zamian proponując klasyfikację wszystkich ważnych wydarzeń w historii w kategoriach rasy, płci, etnicznego pochodzenia lub wyboru orientacji seksualnej; w dziedzinie literatury Derrida jest radykalnym nominalistą i całkowicie oddziela tekst od idei czy pojęcia metafory, dlatego uważa, że zrozumienie tekstu pisanego jest właściwie niemożliwe; Derrida jest uczniem Michela Foucaulta -- entuzjasty Nietzschego i Heideggera -- który pisał o gloryfikacji obłędu i wyzwoleniu poprzez masturbację. Kiedy Foucault pokłócił się ze swoim uczniem w latach 70-tych, napisał o Derridzie: "Jest takim rodzajem filozofa, przy którym gówno dobrze wygląda".

[6] jest to jedna z ważniejszych instytucji brytyjskich reprezentujących do dzisiaj tradycję Imperium Brytyjskiego;

[7]W tej samej książce na str. 15 Soros wspomina koniec lat 80-tych:"Odwiedzałem Warszawę tylko sporadycznie na dzień lub dwa. Niemal natychmiast nawiązałem bliski kontakt osobisty z głównym doradcą Wałęsy, Bronisławem Geremkiem". Według oficjalnej broszury Fundacji Batorego, Geremek jest członkiem Rady Fundacji, obok m.in. Jerzego Turowicza, Bogdana Borusewicza, Leszka Kołakowskiego, Marcina Króla, Olgi Krzyżanowskiej, Hanny Suchockiej, Józefa Tischnera i kilku profesorów angielskich i amerykańskich uniwersytetów; w zarządzie zasiada m.in. Alekander Smolar, Wiktor Osiatyński i Zbigniew Janas.

[8] wykładowca Londyńskiej Szkoły Ekonomii i obecny doradca prezesa NBP, Hanny Gronkiewicz-Waltz.

[9] "Underwriting Democracy", str. 73-74.

[10] w "Underwriting Democracy" Soros porównuje poczynania Balcerowicza w do szarży polskiej kawalerii;

[11] patrz "Atak na państwa narodowe w centrum polityki brytyjskiej", M. Burdman, NS 11, sierpień 1996;

[12] na temat Szkoły Frankfurckiej pisaliśmy w "NS"

[13] Instytut Tavistocka specjalizował się w czasie drugiej wojny światowej w opracowaniu zasad wojny psychologicznej; odegrał kluczową rolę w narzuceniu USA kontr-kultury i konsumpcji narkotyków w latach 60-tych i 70-tych;

[14] Nazwa Klub Wysp (Club of Isles) została użyta po raz pierwszy przez Księcia Walii, późniejszego Króla Edwarda VII; określa rodziny oligarchiczne Imperium Brytyjskiego i kontynentalnej Europy oraz ich "młodszych kuzynów" -- "arystokrację" Nowego Świata, często połączoną związkami małżeńskimi z oligarchią europejską. Rodziny amerykańskiego tzw. wschodniego liberalnego establishmentu to np. Harrimanowie, Mellonowie, Rockefellerowie, rodzina du Point i in.

[15] W 1982 r. w Londynie, w czasie obchodów dwusetnej rocznicy założenia brytyjskiego wywiadu, Henry Kissinger wyznał: "W czasie mej współpracy z Białym Domem, utrzymywałem bliższe i częstsze kontakty z brytyjskim biurem spraw zagranicznych niż z [amerykańskim] Departamentem Stanu..". Za swoje zasługi dla Imperium Brytyjskiego, w 1995 r. Kissinger otrzymał od królowej brytyjskiej tytuł szlachecki.

[16] National Security Study Memorandum 200 z 1974 r. stwierdzało, że interesy USA wymagają ograniczenia wzrostu ludności w takich krach jak Meksyk, Brazylia, Egipt, Turcja, Nigeria, India i 9 innych, gdyż taki wzrost spowodowałby wzrost znaczenia gospodarczego, militarnego i politycznego tych państw; NSSM 200 proponuje finansowanie różnych organizacji i programów ograniczania wzrostu liczby ludności w taki sposób, by wymienione kraje nie odebrały tej polityki jako "dążenia imperialistycznego" państw rozwiniętych, co byłoby problemem dla "stabilizacji" demograficznej świata.

[17] włoski dziennik "Corriera della Sera" opublikował 30 września 1996 r. artykuł o zamachu na Palme, w którym przyznano, że agenci Stasi zorganizowali kampanię przeciwko współpracownikom LaRouche'a. Według artykułu zamachowcami były osoby uwikłane w nielegalny handel bronią.

[18] ADL jest oficjalnie żydowską organizacją walczącą z anty-semityzmem; jednakże jej prawdziwym zadaniem jest ochrona zorganizowanej przestępczości i organizowanie kampanii oszczerstw przeciwko niewygodnym, z punktu widzenia establishmentu, osobom, które charakteryzowane są w prasie jako antysemici.

[19] W 1982 r. LaRouche współpracował z meksykańskim prezydentem Portillo, który podjął starania, by zaadaptować program LaRouche'a, tzw. Operację Juarez, polegającą na utworzeniu banku narodowego, deklaracji moratorium na długi zagraniczne i emisji taniego kredytu dla rozbudowy infrastruktury. Kissinger i Lane Kirkland osobiście powstrzymali współpracę państw Ameryki Łacińskiej zmierzającej do realizacji Operacji. Na początku lat 80-tych, LaRouche spotkał się również z Indirą Gandhi w celu omówienia programu rozwoju rejonu Pacyfiku.

[20] Webster napisał 12.01.1983 r. raport z tego posiedzenia do Olivera Revella. Został on odtajniony dzięki Freedom of Information Act (ustawa o dostępie do informacji).

[21] Jeden z zamożniejszych kontrybutorów i współpracowników LaRouche'a, Lewis du Pont Smith, dziedzic ogromnej fortuny du Pont, został za sprawą swojej własnej rodziny uznany przez sąd za umysłowo chorego, ponieważ popierał LaRouche'a. Jego rodzina chciała w ten sposób powstrzymać go przed dalszym finansowym wspieraniem kampanii LaRouche'a. Lewis zmuszony był udać się do Watykanu, by zawrzeć ślub ze swoją narzeczoną.

[22] Członkiem tego gremium był w tym czasie również Oliver North, wieloletni wróg LaRouche'a. Tygodnik EIR kierowany przez LaRouche'a był pierwszą publikacją, która opisała szczegóły skandalu Iran-Contra i rolę Olivera North w handlu narkotykami i nielegalnym handlu bronią.

* początek strony

* wróć do spisu treści