Początek StronyBiuletyn InformacyjnyNowa SolidarnośćPrace LaRouchaInne dokumentyWarte zobaczeniaNasz adres: eirns@larouchepub.com
Nowa Solidarność



Maj 2001, nr 21


Polityka odbudowy gospodarczej Franklina D. Roosevelta:
przykład działania i jego dzisiejsze zastosowanie

Poniższy tekst jest rozszerzoną wersją wystąpienia, wygłoszonego w czasie konferencji tygodnika „EIR" w Berlinie 5-go marca br.

Jesteśmy obecnie świadkami coraz głębszego pogrążania się w kryzysie gospodarczym, najdotkliwszym od ponad stu lat. Jedynie trzy państwa - niegdysiejsze zwycięskie mocarstwa drugiej wojny światowej, Monarchia Brytyjska, Stany Zjednoczone i Rosja - są w stanie zaoferować historycznie i kulturowo uzasadnione modele, które mogłyby znaleźć zastosowanie przy kształtowaniu nowego, światowego porządku gospodarczego, tak potrzebnego dzisiaj całemu światu. I tylko w dwu z trzech wymienionych państw - w Stanach Zjednoczonych i w Rosji - część rządzących elit politycznych jest w ogóle skłonna rozważyć wnioski płynące z takich doświadczeń, jak amerykański skok ekonomiczny w czasie ery Roosevelta 1933-45 czy też odbudowa gospodarcza Europy Zachodniej w latach 1945-65, aby na podstawie tych zwieńczonych sukcesem doświadczeń móc przeciwstawić się panoszącym się dziś powszechnie błazenadom systemu, opartego na duecie Światowy Bank Gospodarczy - Międzynarodowy Fundusz Walutowy.

W europejskich państwach członkowskich NATO panuje natomiast zasadnicza tendencja, aby - często wbrew wewnętrznym oporom - podporządkować się dyktatowi, jaki obecne brytyjsko-amerykańskie sfery rządzące narzucają światu pod propagowanymi od 1989 roku hasłami „wolnego handlu" i „globalizacji".

 W samych Stanach Zjednoczonych coraz bardziej prawdopodobnym staje się niestety scenariusz, w którym administracja Busha już w niedalekiej przyszłości stanie się ofiarą zgotowanego przez nią samą załamania - niczym Ozymander z noszącego ten sam tytuł poematu Shelleya - i to pomimo wszelkich usiłowań, podejmowanych przeze mnie pospołu z innymi czołowymi politykami Partii Demokratycznej. Zrozumiałym jest fakt, iż tylko szaleniec życzyłby Ameryce katastrofy tego rozmiaru - tym niemniej, jeśli sfery rządzące większości krajów są dzisiaj zdania, że takowy samozawiniony, katastrofalny upadek obecnego amerykańskiego rządu jest raczej nieprawdopodobny, to pozostają one w sferze mrzonek i pobożnych życzeń.

 W dotkniętych kryzysem Stanach Zjednoczonych, a także do pewnego stopnia i w Rosji, istnieje jednak przeciwbiegun do opisywanych tutaj zjawisk. Jest nim historycznie głęboko zakorzeniona i godna pochwały tendencja, rozpowszechniona wśród osób dostrzegających zbliżanie się światowego załamania finansowego, aby tenże globalny kryzys finansowy umiejscawiać na tle pewnego bardzo znamiennego konfliktu. Mowa tu o konflikcie pomiędzy ideą i przesłaniem Franklina Delano Roosevelta a ideą i ukierunkowaniem amerykańskiej polityki gospodarczej ostatnich 35 lat, obydwu ukształtowanych w diametralnej opozycji do siebie. Podobne tendencje do rozpatrywania dzisiejszego kryzysu finansowego można również dostrzec w zachodnich państwach kontynentu europejskiego.

 Z tychże, i wielu innych podobnych powodów, polityka Roosevelta, mająca na celu odbudowę gospodarczą w latach 1933-45, jak i przykłady zastosowania tej polityki w kształtowaniu współpracy pomiędzy Europą Zachodnią i Stanami Zjednoczonymi w okresie powojennym, są jedynymi modelami polityki gospodarczej, przy których w ogóle istnieje jakakolwiek szansa, iż mogłyby one stać się podstawą wspólnego wysiłku, mającego na celu powstrzymanie nabierającego coraz większego rozpędu światowego załamania finansowego.

Gdyby więc Stany Zjednoczone uświadomiły sobie konieczność rezygnacji z ich dotychczasowej polityki walutowej, i co za tym idzie konieczność współpracy z przodującymi euroazjatyckimi narodami ku odbudowie gospodarczej wedle pryncypiów z lat 1933-65, utworzone w ten sposób partnerstwo między USA, kontynentalną Europą i czołowymi narodami Azji byłoby wystarczającą podstawą, aby przeprowadzić koniecznie dziś potrzebne globalne reformy systemowe. Dla naszej planety nie ma dzisiaj innej alternatywy.

Przyznać należy, iż niedawno usadzony u władzy rząd amerykański pod przewodnictwem Busha wydaje się sprawiać wrażenie absolutnej determinacji w kształtowaniu polityki, różniącej się biegunowo od moich sformułowań. Możliwym jest także, iż rząd ten w polityce swej wytrwa aż do końca - do końca nader smutnego dla całej planety. Jeżeli jednak administracja amerykańska zmuszona będzie stawiać czoła wzrastającej liczbie kryzysów, przewyższających rozmiarami wszystkie dotychczasowe przypuszczenia, możliwa stanie się też zmiana kursu politycznego, i to zmiana bardzo raptowna. Takowa zmiana musiałaby nadejść jednak już wkrótce - w przeciwnym razie coraz bardziej prawdopodobnym stanie się najgorszy scenariusz dla naszej planety.

Sukces obecnej polityki gospodarczej, realizowanej przez rząd Busha, jest absolutnie wykluczony - niezależnie od rodzaju wpływających na nią czynników. Polityka ta skazana jest na rychłą i nader katastrofalną porażkę, a oznaki tego procesu stają się w międzyczasie z każdym dniem wyraźniejsze. Co gorsza, rząd amerykański, rozpaczliwie próbujący przeciwdziałać krachowi przy użyciu wewnątrzpolitycznych i globalnych "kryzysowych metod zaradczych", jest w stanie rozpętać chaos na skalę światową.

Jeżeli w Stanach Zjednoczonych i w Europie wyciągniemy właściwe wnioski z polityczno-gospodarczego spadku, który nastąpił po erze Roosevelta, i wnioski te przeciwstawimy nabierającemu dziś impetu światowemu kryzysowi gospodarczemu i finansowemu, wówczas możemy jasno sobie uświadomić, jak pilnie potrzebna jest dzisiaj zmiana paradygmatu politycznego i powrót do pryncypiów Roosevelta. Tym niemniej, precedensowy przykład Roosevelta - jakkolwiek absolutnie konieczny dla uzdrowienia dzisiejszego systemu - sam w sobie nie jest jeszcze wystarczający.

W tych dniach zmuszeni jesteśmy, aby posłużyć się owocnymi aspektami pryncypiów Roosevelta jako precedensowym przykładem dla zarządzeń prawnych i działań dyplomatycznych, których przeprowadzenie stało się konieczne w obliczu międzynarodowego kryzysu. Każdy inny wybór bazy naszych działań byłby najpewniej mniej efektywny. Jednocześnie jednak musimy być świadomi zagrożeń, związanych z możliwością przekształcenia żywotnych osiągnięć Roosevelta w martwy statystyczny model, będący pustą karykaturą tychże osiągnięć. Zagrożenia te chcę uczynić tematem moich kolejnych rozważań.

 

Zwykły przykład działania czy wyraz idei?

Jednym z najbardziej rozpowszechnionych błędów, grasującym dzisiaj wśród zawodowych ekonomistów, jest interpretacja obecnego kryzysu nie jako dogłębnego kryzysu systemowego, ale jako cyklicznego załamania koniunktury. Obecnie jednak mamy do czynienie nie z periodycznie powtarzającą się depresją, ale z całkowitym załamaniem się systemu. Przyczyn tego załamania można się doszukiwać w błędnych - acz nader rozpowszechnionych - pryncypialnych założeniach, będących podstawą podejmowania decyzji politycznych przez instytucje monetarne, banki i rządy w ciągu ostatnich 30 lat. Dogłębny kryzys systemowy, jak ten, z którym mamy obecnie do czynienia, nie daje się opisać - a tym mniej powstrzymać - przy użyciu zwykłych, powszechnie dziś nauczanych metod statystycznych.

Dla naszych rozważań aktualnym pozostaje, co twórca współczesnej astrofizyki, Johannes Kepler, stwierdził na temat orbity Marsa. Polityka gospodarcza Roosevelta przynosiła rezultaty i była z pewnością najlepsza ze wszystkich rozwiązań, jakie wypróbowano od tamtej pory. Wystarczy jednakże przywołać na myśl skutki minionych kolizji naszej planety z asteroidami, albo wyobrazić sobie możliwe skutki takiej kolizji w przyszłości, aby jasno rozpoznać, iż owe z pozoru racjonalne i przewidywalne orbity ciał niebieskich - lub też wykresy rozwoju gospodarek narodowych, lub też gospodarki światowej - mogą zawierać śmiertelnie niebezpieczne, a niedostrzegalne dla statystyków aspekty, będące w systemowym znaczeniu ich immanentnym potencjałem.

Idąc za przykładem Keplera musimy dziś zgłębić pryncypia, leżące pod powłoką zewnętrznego mechanizmu funkcjonowania systemu słonecznego. Zwykła próba skopiowania sukcesów minionej fazy historycznej jest tutaj niewystarczająca. Koniecznym jest wykrycie i zrozumienie głębszych, fundamentalnych przyczyn, które stały się podstawą minionych osiągnięć. Musimy być świadomi obecnego od samego początku ryzyka, płynącego ze zbyt uproszczonych schematów myślowych. Asteroidy, pozornie podążające po przewidywalnych orbitach - podobnie jak statystyczne szkice przebiegów gospodarczych - niekiedy spadają na Ziemię, ze wszystkimi tego skutkami.

Sam Roosevelt powoływał się przy realizacji swoich metod, które zastosował w obliczu światowego kryzysu gospodarczego 1929-33, na zasady "Amerykańskiego Systemu Ekonomii Politycznej", opracowane przez Aleksandra Hamiltona pospołu z jego czołowym współpracownikiem i przodkiem Roosevelta, Isaakiem Rooseveltem. Zasady te zostały opracowane w opozycji do działań jednego z dwu głównych amerykańskich protagonistów ówczesnej Korony Brytyjskiej, Aarona Burra, przedstawiciela Bank of Manhattan. (Drugim głównym oponentem był Albert Gallatin.) Roosevelt, jak sam często podkreślał, umiejscawiał się - w czasie swoich studiów i później jako prezydent - w tradycji założycieli Stanów Zjednoczonych i w opozycji do, jak sam nazywał tę frakcję, "amerykańskich Torysów". Członkami "amerykańskich Torysów" byli dla przykładu niektórzy poprzednicy Roosevelta na urzędzie prezydenckim, jak Theodore Roosevelt, sympatyk Ku-Klux-Klanu Woodrow Wilson czy też Calvin Coolidge.

Roosevelt wzrastał w atmosferze duchowej tradycji takich prezydentów jak James Monroe, John Quincy Adams i Abraham Lincoln. Podobnie jak ekonomiści Aleksander Hamilton, Friedrich List i Henry C. Carey był zdecydowanym i otwartym przeciwnikiem amerykańskiej linii politycznej, reprezentowanej przez "Torysów". Wzorem Lincolna, który przezwyciężył linię polityczną "Torysów", realizowaną przez Partię Demokratyczną w latach 1829-61 - a będącą w swych konsekwencjach zdradą amerykańskich interesów - Franklin Roosevelt, jako zdeklarowany przedstawiciel amerykańskiej tradycji politycznej, przezwyciężył zgubną w skutkach politykę gospodarczą Calvina Coolidge'a, prezydenta-"Torysa".

W czasie całej swojej prezydentury Roosevelt potępiał, jak je sam nazywał, "XVIII-wieczne metody" Monarchii Brytyjskiej. Był przeciwnikiem perspektywy, w myśl której powojenny system światowy miałby być zarządzany metodami Adama Smitha. Jego wizją był zamiast tego porządek światowy, w którym światu, nagle uwolnionemu od resztek portugalskiego, holenderskiego, brytyjskiego i francuskiego kolonializmu udostępnione zostałyby metody Hamiltona, Lista i Carey'a.

 

Amerykańska myśl polityczna

Aby uniknąć ryzyka spłyconego kopiowania doktryny Franklina Roosevelta, musimy rozpoznać fakt, iż doktryna ta była niedoskonałą acz zwieńczoną sukcesem próbą wdrożenia w życie amerykańskiej myśli politycznej w jej ekonomicznym aspekcie. Mówiąc "amerykańska myśl polityczna" mam jednocześnie na myśli wpływ europejskiego klasycyzmu w osobie G. W. Leibniza na sformułowania Deklaracji Niepodległości Stanów Zjednoczonych, jak i ten sam wpływ na doktrynę ekonomiczną Hamiltona. Mam także na myśli wielokrotnie uwieńczoną sukcesem realizację tej doktryny, którą Hamilton, Mathew Carey, Friedrich List i Henry C. Carey definiowali jako "Amerykański system ekonomii politycznej". Jest to ta sama doktryna, która pod nazwą "amerykańskiego systemu" poczynając od 1877 roku odegrała wiodącą rolę w dziele uprzemysłowienia Niemiec za rządów Bismarcka, podobnie jak przy uprzemysłowieniu Rosji pod przewodnictwem takich postaci jak wielki Mendelejew.

Wśród wielu ekonomistów (i nie tylko pośród nich) rozpowszechniony jest dzisiaj następujący, zasadniczy i katastrofalny błąd myślowy. Powtarzają oni mniej więcej te słowa: "Jeśli ten kryzys ekonomiczny naprawdę jest tak niebezpieczny, jak Pan to utrzymuje, to być może zastanowimy się nad pewnymi poprawkami i uzupełnieniami obecnej doktryny gospodarczej." Ale dokładnie taki właśnie spłycony, uproszczony sposób myślenia przywiódł świat do stanu, w jakim się on obecnie znajduje. Musimy zaprzestać raz na zawsze absurdalnych usiłowań, aby wspólne, kierowane świadomą wolą poczynania żywych ludzkich jednostek wyjaśniać w oparciu o statystyczne wykresy kinematycznej interakcji pomiędzy martwymi obiektami.

Dla stanu danej gospodarki narodowej w czasie obejmującym okres dojrzewania jednej generacji lub dłuższym, zasadniczo rozstrzygające są długoterminowe inwestycje i związane z nimi długoterminowe strategie gospodarcze poszczególnych rządów jak też prywatnych inwestorów, strategie realizowane na przestrzeni co najmniej jednego pokolenia. Mówiąc o długoterminowych strategiach gospodarczych mam na myśli celowy zamiar, jaki społeczeństwo wyznacza sobie przy realizacji swoich inwestycji. Ów zamiar wyraża się nie tylko poprzez wkłady finansowe, lecz także poprzez długoterminowe inwestycje fizyczne dla podtrzymania wzrostu ludności, dla rozwoju kraju, dla wspomagania badań naukowych i rozwoju środków produkcji. Prosty fakt egzystencji młodego dorosłego człowieka jest dzisiaj także wyrazem zamiarów, z jakimi nosili się jego rodzice przed ćwierćwieczem.

Te jedynie formy rządu i gospodarek narodowych można uznać za obdarzone światłem rozumu, którym towarzyszą rozumne zamiary i które swoje obecne działania i zasoby stawiają w służbie celów w przyszłości. Takimi właśnie były rządy gospodarcze Lincolna i Franklina Roosevelta, jak też polityka ekonomiczna francuskiej Piątej Republiki w czasie prezydentury DeGaulle'a. Tego rodzaju rządy gospodarcze, z powodu jasnej struktury ich zamiarów i efektywności ich poczynań, nazywane są niekiedy „dyrygistycznymi".

Do kumulacji zjawisk, wyrażającej się w obserwowanym przez nas obecnie globalnym załamaniu finansowym, doprowadziła właśnie realizacja zamiarów, pielęgnowanych w okresie ostatnich ponad trzydziestu lat, zamiarów, które stały się w końcu realną polityką. Obecny kryzys nie jest rezultatem realizacji takich czy innych teorii statystycznych, jest on wynikiem złych zamiarów, błędnych zamiarów, jak dla przykładu zamiar wdrożenia - czy też wmuszenia - całemu światu doktryny „wolnego handlu", jak zamiar „globalizowania" rozmaitych zjawisk - w tym też i zaraźliwych chorób, dotykających ludzi i zwierzęta. Obecne kryzysy są wynikiem zamiarów, realizowanych przez rządy, instytucje finansowe i tak zwaną opinię publiczną w ciągu nie mniej niż trzech ostatnich dekad. W Ameryce obecny kryzys jest naturalnym skutkiem tych tendencji, które swój początek biorą w latach 1966-72, kiedy to przeprowadzono zasadniczą reorientację amerykańskiej doktryny politycznej. Wyrazem tych zmian był dla przykładu stały wzrost wpływu Towarzystwa Mont Pelerin czy też pro-rasistowskie skłonności prezydenta Nixona, pokaranego przez własną głupotę z sierpnia 1971 roku.

Jak wykazał Kepler, stała orbita o nieregularnym przebiegu może być opisywana tylko w kategoriach swojej charakterystycznej, immanentnej tendencji, lub też, innymi słowy, zamiaru. Dla tych samych przyczyn nasze usiłowanie zrozumienia natury obecnego, systemowego kryzysu powinno przyjąć formę poszukiwania tych pryncypiów, które, wyrażone jako zamiar, mogłyby przywrócić nasz system na bezpieczne orbity. Bezpłodnym byłoby tutaj definiowanie obecnego kryzysu jako nieodwracalnego nieszczęścia.

Zamiast debat na temat, czy powinniśmy dziś ślepo kopiować rozwiązania Franklina D. Roosevelta czy też nie, powinniśmy przeanalizować zamiar, jaki przyświecał mu przy realizacji tych rozwiązań, i porównać zamiary Roosevelta z zamiarami frakcji stojącej za nieszczęsnym prezydentem Coolidgem. Frakcja ta jest autorem wielkiej depresji gospodarczej, którą Coolidge pozostawił w spadku swojemu pechowemu następcy Herbertowi Hooverowi.

Roosevelt nie ograniczył się do przeprowadzenia tylko niektórych środków zaradczych jako reakcji obronnej na kryzys. Porażka polityki gospodarczej Coolidge'a - opartej na wzorcach brytyjskich - była dla niego dodatkowym potwierdzeniem konieczności powrotu do źródeł amerykańskiej myśli politycznej, i dodatkowym dowodem, iż zdrada amerykańskich patriotycznych ideałów musi doprowadzić do takiej porażki. Załamanie brytyjskiej doktryny wolnego handlu w latach 20-tych traktował jako dowód systemowej przewagi amerykańskiej myśli politycznej i jej zamiarów.

Dzisiaj znane są nam fakty dotyczące uzdrowienia amerykańskiej gospodarki po wolnorynkowej „depresji Coolidge'a" z lat 1929-33. Znane są nam sukcesy Roosevelta w zastosowaniu metod "Systemu Amerykańskiego" w latach 1933-45, jak i sukcesy przy stosowaniu tych samych metod przy odbudowie wyniszczonych wojną państw Europy Zachodniej w latach 1945-65. I takoż dzisiaj mamy za sobą 35 lat stałego, coraz głębszego pogrążania się w stan wyrażający się obecnym kryzysem, kryzysem potencjalnie niezahamowalnym, gdyż w międzyczasie nie tylko powtórzone zostały wolnorynkowe błędy ery Coolidge'a, lecz także realizowana była absurdalna, utopijna polityka, daleko przekraczająca najgorsze wzorce tego prezydenta.

Naszym dzisiejszym zadaniem jest wykazać, iż zamiary będące podłożem globalnej polityki gospodarczej ostatnich trzydziestu lat stanowiły katastrofę dla ludzkości. Ów wykaz, czy też raczej „dowód rzeczowy", musi zmotywować nas do rozpoczęcia usiłowań, by odpowiednio zmienić zamiary rządów i innych odpowiedzialnych instytucji. Naszą powinnością dzisiaj jest ta sama postawa, jaką wykazał Roosevelt w obliczu depresji z lat 1929-33. Musimy zerwać z całokształtem polityki, której zamiary przywiodły nas do obecnej ruiny, i na ich miejsce musimy sformułować uczciwe, prawe zamiary, odpowiadające wypróbowanym pryncypiom tych epok, które cechowały się postępem i rozwojem.

Aby zawęzić pole naszych poszukiwań, pryncypia te można w pierwszej linii utożsamiać z tymi ideami, których realizacja w czasach nowożytnych do 1965 roku zwieńczona była sukcesem.

 

Klauzula dobra publicznego

Rozstrzygającym elementem, zasadniczo odróżniającym politykę odbudowy gospodarczej Roosevelta od polityki wszystkich jego przeciwników - bądź prezydenta Coolidge'a, bądź politycznej opozycji w czasie samej prezydentury Roosevelta, bądź też późniejszych prezydentów, od Nixona po dzień dzisiejszy - jest tak zwana „klauzula dobra publicznego", stanowiąca wstęp do konstytucji Stanów Zjednoczonych.

Roosevelt wygrał większość, jeśli nie wszystkie konflikty polityczne swojej prezydentury, w których chodziło o uczynienie tejże konstytucyjnej zasady podstawą amerykańskiej doktryny politycznej. Od czasu, kiedy republikanin Nixon zawiązał sojusz ze sferami Ku-Klux-Klanu i temu podobnymi, żaden z amerykańskich prezydentów za wyjątkiem Clintona nie usiłował bronić tej zasady. Sam Clinton, pod maniakalnym naciskiem swojego wiceprezydenta Al Gore'a pospołu z innymi moimi politycznymi przeciwnikami w łonie Partii Demokratycznej, zmuszony został w lecie 1996 roku do zawarcia pełnego ustępstw kompromisu.

Kwestia dobra publicznego jest najważniejszym z polityczno-gospodarczych tematów, które musimy podjąć, chcąc uchronić świat przed zbliżającą się katastrofą. Przyczyn obecnej globalnej katastrofy gospodarczej doszukiwać się można w ostatecznym efekcie właśnie w fakcie, iż w wieku XX wciąż na nowo podejmowano usiłowania, aby zniweczyć cały dorobek nowożytnej historii europejskiej, i aby powrócić do dawnych imperialnych wzorców: do starożytnego Rzymu, do sterowanych przez Wenecjan w XIII-XV w. wojen przeciwko młodym państwom narodowym, czy też do - również manipulowanych przez Wenecję - wojen religijnych 1511-1648.

Owa na nowo powstała doktryna, wyrażająca zamiar powrotu do średniowiecznych stosunków społecznych, nosi dzisiaj nazwę "globalizacji". Charakterystyczną jej cechą jest zdecydowana wrogość wobec jakiejkolwiek formy prawnej, stojącej w opozycji do „globalizacji", oraz żądanie całkowitego, globalnego unieważnienia pryncypiów znanych jako zasady „dobra publicznego" i „użyteczności publicznej". Aby zmierzyć się z tym problemem, musimy przeanalizować, gdzie leżą korzenie tej doktryny i jakie zajmuje ona miejsce w całokształcie historii cywilizacji nowożytnej, dominującej dziś na całej planecie. W zrozumieniu tych zagadnień dopomóc nam może krótkie przedstawienie tła historycznego, będące tu jedynie zarysem najważniejszych tematów.

Okropieństwa „ciemnego średniowiecza" Europy wieku XIV, jak i niekończąca się „Wojna Stuletnia", trwająca do połowy XV wieku, wywołały w XV wieku reakcję w postaci "odtrutki" na feudalizm: ideę współczesnego, suwerennego państwa narodowego. Ten nowy model społeczny zrealizowany został z początku we Francji w wyniku reform Ludwika XI-go, a następnie w Anglii w efekcie wielkiego dzieła reformatorskiego króla Henryka VII-go. Te XV-wieczne reformy zapoczątkowały powstanie współczesnych gospodarek narodowych i stały się podstawą wielkich osiągnięć dla poprawy warunków bytu ludności i rozwoju demograficznego.

Rozstrzygającym momentem tych rewolucyjnych przemian w kierunku powstania suwerennych, narodowych struktur ekonomicznych był moment sformułowania zasady dobra publicznego. Zasada ta była wyrazem zamiaru, mówiącego iż tylko rządy, starające się działać w myśl dobra publicznego żyjącej i przyszłej ludności, mają mandat moralny uprawniający je do sprawowania władzy.

Porządek prawny wyraża się zatem nie tyle w samej literze prawa, co w efektywnie realizowanym zamiarze, jaki patronował utworzeniu tego porządku. W ten sposób zamiary stają się kluczowym faktorem, wpływającym na los całych ekonomii narodowych, a nawet cywilizacji.

Klauzula dobra publicznego praktycznie znosiła porządek babilońskiego, rzymskiego i temu podobnych imperiów, w myśl którego ludność podzielona była na dwie grupy: panującą oligarchiczną mniejszość pospołu z jej uzbrojonymi i pozostałymi lokajami oraz całą ogromną resztę, zdegradowaną faktycznie do roli ludzkiego zwierzęcia. Charakterystycznym przykładem usiłowań, aby to upodlenie wielkich mas ludzkich kontynuować także i w czasach nowożytnych, jest niechlubna fizjokratyczna teoria doktora François Quesney'a. Quesney wysławiał feudalizm w sposób odarty z wszelkiego wstydu. Mimo to jego argumenty różnią się tylko nieznacznie od repertuaru, jakim posługiwali się John Locke, Bernard Mandeville lub też sam Adam Smith. Rozprawa tego ostatniego, zatytułowana "O dobrobycie narodów", była w dużym stopniu plagiatem pism innych fizjokratów w rodzaju Quesney'a.

Siły, w których interesie było utrzymanie feudalnego porządku, starały się powstrzymać rozwój suwerennych państw narodowych. Jedną z ich metod było rozpętywanie wojen religijnych. Osiągnięcia, jakie stały się udziałem ludzkości od czasów utworzenia państw narodowych, okazały się jednak nieodwracalne. Osiągnięć tych nie zdołały zniweczyć nawet obie niszczycielskie wojny światowe XX wieku - aż do momentu, w którym przed około trzydziestu laty zapoczątkowano odwrotny trend, kontynuowany aż do dzisiaj. Celami państwa narodowego było, obok innych pokrewnych zamiarów, dbanie o rozwój infrastruktury, popieranie badań naukowych i postępu technicznego, a także stopniowe znoszenie feudalnego poddaństwa. Działania te prowadziły do wzrostu przeciętnej długości życia, poprawy warunków bytowych mierzonej w jednostkach demograficznych zarówno na poszczególną rodzinę jak i na całość ludności, wreszcie do stałego rozwoju potencjału produkcyjnego, mierzonego na głowę mieszkańca i kilometr kwadratowy. Zamiary manifestujące się w postaci suwerennego państwa narodowego, w którym poczynania jednego pokolenia decydują o przyszłości jednego lub dwu następnych, rozprzestrzeniły się na wszystkie struktury społeczne w nowożytnej Europie, jak i poza nią.

Jednakże z powodu nieprzerwanego trwania silnej tradycji feudalnej w łonie nowożytnej Europy, idea suwerennego narodowego państwa-republiki, choć z samej Europy się wywodząca, swój pierwszy pełniejszy wyraz znaleźć musiała poza nią. Mowa tu o utworzeniu i rozwoju republiki Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Rozwój tego państwa - od kolonialnych początków poprzez zwycięstwo Abrahama Lincolna aż do ostatniego ćwierćwiecza XIX wieku - wyraża jednocześnie zamiary charakterystyczne dla polityki ekonomicznej utrzymanej w republikańsko-amerykańskim duchu, zamiary uprzemysłowionego, suwerennego państwa narodowego. Idee te w coraz większym stopniu realizowane były także i na kontynencie europejskim. Przyspieszony rozwój ekonomiczny Niemiec, Rosji i Japonii w ostatnim ćwierćwieczu XIX wieku jest właśnie przykładem na to, jak sukces amerykańskiej gospodarki z lat 1861-76 wpływał na sposób myślenia i działania narodów w wielu regionach Eurazji.

Ciężkim ciosem dla nowo powstałej amerykańskiej republiki był przebieg wypadków we Francji w okresie 1789-1815, jak również wrogie działania Monarchii Brytyjskiej i Świętego Przymierza. Tym niemniej, zwycięstwo Lincolna nad skonfederowanymi marionetkami Lorda Palmerstona przypieczętowało charakter rozwoju amerykańskiej gospodarki aż do momentu, w którym przed około trzydziestu laty zapoczątkowany został trend diametralnie odwrotny. W XX stuleciu, po zabójstwie prezydenta Williama McKinley'a w roku 1901, frakcja amerykańskich Torysów przejęła kontrolę nad rządem i większą częścią procesów gospodarczych. Franklinowi Rooseveltowi udało się raz jeszcze przezwyciężyć ten trend z lat 1902-32, i przywrócić Stany Zjednoczone na drogę polityki gospodarczej, wytyczonej przez Lincolna.

Zewnętrzne cechy rozwoju gospodarki Stanów Zjednoczonych ulegały zatem stałym przemianom, ale leżący u podłoża tego rozwoju wewnętrzny zamiar pozostawał niezmienny w swoim charakterze - aż do momentu, w którym usiłowania wytrzebienia tegoż zamiaru, poczynając od roku 1965 aż po dzień dzisiejszy, zaczęły osiągać przewagę. Przebieg rozwoju amerykańskiej gospodarki można zrozumieć tylko na bazie tegoż właśnie wewnętrznego konfliktu zamiarów, a nie w oparciu o zwykłe modele statystyczne.

Rozstrzygającym elementem tego konfliktu jest opozycja dwóch modeli: Leibnizowskiej doktryny dobra publicznego, wyrażonej słowami "Prawo do życia, wolności i dążenia do szczęścia", oraz przeciwstawionej jej oligarchicznej doktryny konfederatów, sformułowanej przez zwolennika niewolnictwa Johna Locke'a w słowach "Prawo do życia, wolności i posiadania". Ta właśnie doktryna znajduje dziś swoje wcielenie w postaci neokonfederacyjnej ideologii "Shareholder Value" [ Wartości Grona Akcjonariuszy ], masowo popieranej przez obecny Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych, w swej większości nastawiony radykalnie pozytywistycznie i rasistowsko.

Od samego momentu swojego powstania republika amerykańska stanowiła arenę zaciekłych walk politycznych. Grupa republikańska, broniąca interesów dobra publicznego, zmuszona była zmagać się we wszystkich kwestiach dotyczących gospodarki, ustroju socjalnego i polityki zagranicznej z wrogo nastawioną frakcją, opisaną przez Roosevelta jako "amerykańscy Torysi". Od czasu kampanii wyborczej prezydenta Richarda Nixona w roku 1966 ci właśnie amerykańscy Torysi zajmują coraz więcej kluczowych stanowisk w strukturach amerykańskiej polityki i gospodarki. Zasada dobra publicznego, odrzucana zarówno przez obecny rząd jak i przez większość członków Sądu Najwyższego, stanowi jednocześnie wyraźne rozgraniczenie pomiędzy dwoma pryncypialnie różniącymi się typami doktryn, reprezentowanymi w amerykańskiej polityce gospodarczej i społecznej tak wewnątrz kraju, jak i poza jego granicami.

Kryzys z lat 1929-33 wyniósł do władzy reprezentowaną przez prezydenta Franklina Roosevelta doktrynę dobra publicznego. Podobnie też obecne, zbliżające się załamanie amerykańskiej polityki gospodarczej ostatnich trzydziestu lat, mogłoby doprowadzić do powrotu w stronę zasady dobra publicznego, jak już to miało miejsce w latach 1932-33. Gdyby zwrot taki faktycznie nastąpił, Stany Zjednoczone skłaniałyby się ku rozpoczęciu współpracy z Eurazją w ramach zarysowanego przeze mnie modelu.

Chwilowo ów zwrot polityczny pozostaje otwartym pytaniem. Jest on jednak najlepszą z możliwych opcji na przyszłość.

 

Zasady współczesnej ekonomii

Zasada dobra publicznego oznacza, że konstytucja danego kraju w ten sposób wpływa na zamiary rządu, iż ten nie może sformułować żadnych przepisów bądź też postanowień traktujących większość ludności jako swego rodzaju ludzką mierzwę. Głównym zadaniem rządu jest obrona narodowej racji stanu, rozumianej jako interes żyjących obecnie obywateli oraz ich następców. W obrębie podlegającego mu terytorium rząd zobowiązany jest do działań, mających na celu poprawienie podstawowych warunków demograficznych ogółu ludności oraz wspomaganie wzrostu produktywności, mierzonego na głowę mieszkańca.

Owe zobowiązania, którym podlegają rządy poszczególnych krajów, prowadzą nas do pojmowania naszej planety jako fenomenu nazwanego przez wybitnego naukowca, Władimira Wernawskiego, "noosferą". Innymi słowy, ludzki geniusz twórczy powinien być używany w zamiarze pracy nad istniejącą biosferą: w celu jej utrzymania, jej zmiany i ulepszenia dla potrzeb ludzkiej egzystencji. Owa ogólna idea musi znaleźć swój wyraz w sformułowaniu innego, pokrewnego zamiaru: zamiaru rozwoju dostępnej człowiekowi przestrzeni poprzez racjonalne, szeroko zakrojone projekty inwestycyjne, jak ulepszanie zasobów wodnych, gospodarki energetycznej, transportu itd.

Dla zrealizowanego rozwoju noosfery potrzeba również zamiarów, ukierunkowanych w stronę podwyższania poziomu wiedzy i produktywności ogółu społeczeństwa. Zamiary takie wyrażać się muszą w popieraniu postępu naukowego i technicznego. Służba dla dobra publicznego możliwa jest jedynie przy tak właśnie sformułowanych zamiarach.

W konsekwencji takiego pojmowania dobra publicznego rządy poszczególnych krajów zobowiązane są, by swoją uwagę koncentrować przede wszystkim na samej fizycznej stronie struktur produkcyjnych. Strona finansowa długoterminowej polityki gospodarczej danego rządu powinna ograniczać się do wybranych działań dla popierania handlu i zatrudnienia, tych jednakże, które przynoszą odczuwalne fizyczne korzyści. Racjonalnie ugruntowany system gospodarczy jest w pierwszej mierze celowo ukształtowanym systemem zjawisk fizycznych, i dopiero jego pochodną jest system finansowy.

Sformułowanie owych pożądanych zamiarów może dokonać się w drodze ogólnego uświadomienia, iż rządy krajów są obiektywnie zobowiązane do służby dla dobra publicznego, dokonywanej poprzez realizację wzrostu gospodarczego. Fakt ten nakłada na każdy z rządów obowiązek, by podejmowały wszelkie możliwe wysiłki dla ulepszenia i rozwoju podstawowej infrastruktury gospodarczej.

Przeprowadzenie tego rodzaju działań, motywowanych interesem publicznym, leży zwykle albo w obszarze bezpośrednich inicjatyw rządowych, albo też wśród prywatnych przedsiębiorstw, realizujących zlecenia rządowe. Dla przykładu, 40% ogółu inwestycji rządowych, zrealizowanych w ramach programu pomocy dla amerykańskiej gospodarki, przeprowadzonych zostało w dziedzinie podstawowej infrastruktury gospodarczej, a przeważająca część osiągnięć sektora prywatnego była następstwem takich infrastrukturalnych przedsięwzięć rządowych, jak szeroko wspominany projekt rozwoju doliny Tennessee. Sama kwestia wyboru państwowych bądź też prywatnych realizatorów tego typu przedsięwzięć jest zagadnieniem raczej drugorzędnym, jeśli tylko obie te formy są w stanie wypełniać zamiary rządu. Franklin Roosevelt posługiwał się obiema tymi formami, jak widać to na przykładzie działań Reconstruction Finance Corporation. Rząd daje wyraz swoim zamiarom poprzez regulację mechanizmów, według których prowadzona jest działalność gospodarcza jednostek infrastruktury, niezależnie od tego, czy znajdują się one w posiadaniu państwowym czy też prywatnym.

Aby móc inicjować ulepszanie i rozwój zarówno sektora publicznego, jak i prywatnego, koniecznym jest zdeklarowany społeczny zamiar, by utrzymywać ceny produktów i usług na poziomie umożliwiającym stałą regenerację infrastruktury gospodarczej. Polepszanie struktury kapitałowej oraz podniesienie poziomu technicznego w produkcji dóbr i usług muszą również leżeć w obszarze zamiarów społecznych. W praktyce oznacza to, iż bez działań protekcjonistycznych, możliwych do przeprowadzenia tylko dla obdarzonego społecznym mandatem rządu suwerennego państwa narodowego, zasada dobra publicznego jest nie do zrealizowania.

Alternatywą dla realizacji tego rodzaju zamiarów jest gospodarcza anarchia i ruina. Głównym powodem katastrofy, do której się obecnie zbliżamy, jest fakt, iż zwolennicy globalizacji ze ślepym uporem domagają się od rządów rezygnacji z opisanych przeze mnie zamiarów, a nawet ostatecznej rezygnacji z samego prawa, by zamiary takie w ogóle formułować.

Dla przykładu, aby móc odbudować zniszczoną obecnie gospodarkę światową koniecznym byłoby uruchomienie olbrzymich linii kredytowych, udostępnianych na niewielki procent dla spłat w terminach ćwierćwiecza lub nawet dłuższych. Taka właśnie państwowa polityka kredytowa, pospołu z działaniami protekcjonistycznymi, normalnymi jeszcze w okresie 1945-65, doprowadziła do szeroko zakrojonych ulepszeń w dziedzinie wzrostu produktywności i postępu technicznego, i to w tak zniszczonych regionach jak powojenna Europa.

 

Rozwój struktur ekonomicznych i Eurazja

W obliczu katastrofalnych skutków - gospodarczych jak i innych - jakie przyniosła ze sobą globalizacja, coraz silniejszym staje się ostatnio przekonanie, iż tylko ścisła, oparta na nowych formach współpraca wiodących narodów połączonego kontynentu euro-azjatyckiego może zaoferować jakąkolwiek perspektywę dobrobytu i rozwoju gospodarczego dla Eurazji. Przekonanie to manifestuje się coraz wyraźniej w kontaktach państw Europy Zachodniej z Rosją, a jednocześnie coraz większą wagę przykłada się do szerszego rozwoju kontaktów z wielkimi azjatyckimi centrami ludnościowymi. Potrzeba zagwarantowania bezpieczeństwa dla narodów Eurazji jest przy tym nie do oddzielenia od konieczności, by wypracować nowe formy i płaszczyzny dla wzajemnej współpracy gospodarczej.

Owo postępujące umacnianie się znaczenia Eurazji nie musi wcale dokonywać się kosztem Afryki, Australii, Nowej Zelandii czy też obu Ameryk. Przeciwnie, bez zasadniczej poprawy sytuacji gospodarczej Eurazji nie można żywić żadnych nadziei odnośnie przyszłości całej planety.

Gospodarki narodowe Eurazji są wytworem szerokiej palety narodów i kultur, znacznie różniących się od siebie nawzajem. Wszystkie je łączy jednak wspólna potrzeba realnej poprawy gospodarczej. Najważniejszymi aspektami współpracy tego konglomeratu kultur powinny być: szczególne podkreślenie znaczenia rozbudowy infrastruktur, bez których każde inne polepszenie warunków życia ludności jest praktycznie niemożliwe, oraz szeroki, stale przybierający na sile transfer technologiczny z regionów, które są w stanie go zaoferować, do regionów, w których niedobory technologoczne muszą zostać zrównoważone.

Cele tej współpracy są zasadniczo możliwe do zrealizowania w obszarze czasowym dwóch pokoleń. Szczególnie ważne są przy tym te cele, które powinno się wytyczyć dla nadchodzącego ćwierćwiecza. Warunkiem ich realizacji jest stworzenie długotrwałego systemu relacji finansowych możliwie stabilnymi kursami wymiany walut. Do tego dojść musi wytyczenie górnych granic dla oprocentowania i dla warunków udzielania kredytów finansowych. Granice te nie powinny pozwalać na przekraczanie górnego limitu oprocentowania rzędu 1-2%, przy czym niedozwolone powinno być jakiekolwiek oprocentowanie wtórne. Znaczna część inwestycji w stałą masę kapitałową powinna być finansowana przez długoterminowe kredyty o mniej więcej 25-letnim przebiegu. Warunki takie powinny dotyczyć mniej więcej jednej czwartej do połowy długoterminowych kredytów i umów handlowych.

Doświadczenia okresu sprzed roku 1965, kiedy obowiązywały postanowienia traktatu z Bretton Woods, są dla nas w tym względzie pożytecznymi przykładami. Podobnych wzorców dostarczyć może analiza gospodarczego rozwoju Stanów Zjednoczonych z lat 1933-45.

W dziedzinie walutowej i finansowej konieczne jest wprowadzenie zasad podobnych tym z lat 1945-65, przy czym w początkowym okresie powinno się orientować na bardziej restrykcyjnej wersji tych zasad z okresu 1945-58.

Ponadto powinniśmy z pełną uwagą wyciągnąć wnioski, płynące z szeroko zakrojonych, wojskowych i cywilnych programów badawczo-naukowych - jak dla przykładu program Kennedy'ego dla przeprowadzenia lądowania człowieka na Księżycu. Powodzenie naszego obecnego programu odbudowy gospodarczej Eurazji (jak i innych części globu) zależeć będzie w dużej mierze od tempa, z jakim badania naukowe zostaną zastosowane dla rozwoju postępu technicznego. Biorąc pod uwagę cały obszar Eurazji, ze szczególnym uwzględnieniem bogatych ludnościowo regionów wschodniej, południowo-wschodniej i południowej Azji, oczywistym staje się fakt, iż gospodarcze cele rozwojowe niemożliwe są do zrealizowania bez masowego przyspieszenia rozwoju technicznego. Jedynie świadoma strategia popierania badań naukowych może zagwarantować owo przyspieszenie, aż do osiągnięcia koniecznego poziomu rozwoju.

Realizacja tych celów wymaga także przeorientowania struktur rynku pracy i kształcenia, zarówno w Europie, jak i - przede wszystkim - w Stanach Zjednoczonych. Zmiany te dotyczyć muszą dwu aspektów. Aby podołać zobowiązaniom partnerstwa z technologicznie słabiej rozwiniętymi regionami globu, musimy znacznie zwiększyć ilość pracowników, zatrudnionych w sektorze badań naukowych i opracowywania nowych rozwiązań technicznych. Jednocześnie dbać musimy o podwyższenie poziomu technologicznego wszystkich pozostałych gałęzi gospodarki. Przy zachowaniu tych priorytetów w dziedzinach kształcenia zawodowego, inwestycji i rynku pracy, będziemy w stanie osiągnąć przyspieszony wzrost produktywności w obszarze tzw. krajów rozwiniętych. Tym samym osiągalnym stanie się wzrost produktywności na głowę mieszkańca w regionach technologicznie dziś słabiej rozwiniętych.

Zadaniem na dzisiaj jest: wypracowanie reguł dla rozwoju fizycznych struktur gospodarki oraz opracowanie zasad dla polityki walutowej i sektora finansowego, które odpowiadałyby potrzebom struktur gospodarczych. Zadanie to musi znaleźć wyraz w jasnym sformułowaniu naszych zamiarów. A kiedy to uczynimy, będziemy mogli zakładać, iż prezydent Roosevelt także poparłby nasze zamiary.

Lyndon H. LaRouche, jun.

Tłumaczenie Michał Schultke

 


Małe nie zawsze znaczy piękne czyli dlaczego komunitaryzm nie jest alternatywą globalizacji

Jeszcze kilka lat temu termin globalizacja dla wielu osób był obco brzmiącym tworem, za którym nie kryła się żadna konkretna treść. Dzisiaj stał się on na tyle powszechny, że pojawia się w prawie każdej relacji z międzynarodowych konferencji, spotkań rządowych i demonstracji. Coraz częściej kojarzy się z negatywnymi zjawiskami obserwowanymi obecnie w wielu rejonach świata i rzeczywiście nie jest trudno udowodnić, że proces globalizacji okazał się fiaskiem. Wystarczy zadać pytanie, czy większość ludności Ziemi żyje w lepszych czy gorszych warunkach niż 20-30 lat temu. Zwolennicy globalizacji twierdzą, że liberalizacja handlu wszystkim przynosi wyłącznie korzyści, szczególnie najbiedniejszym, gdyż, na przykład, już wkrótce większość mieszkańców Afryki będzie miała dostęp do Internetu.

Internet oczywiście nie rozwiąże problemu braku służby zdrowia, wody pitnej i zapasów żywności, czy to w Afryce czy w innym rejonie świata. Wygląda więc na to, że ideolodzy globalizacji liczą na ignorancję reszty społeczeństwa, które powinno przecież zastanowić się nad faktem, że 2 mld ludności Ziemi nie ma dostępu do elektryczności, a jedynie 1% społeczeństwa krajów rozwijających ma telefon, więc rozwój Internetu zupełnie nie wpływa na ich życie codzienne. Wygląda ono niestety coraz gorzej, wystarczy wspomnieć następujące fakty:

  • napływ kapitału do krajów rozwijających się spadł w ciągu ostatnich kilku lat z 25 mld dolarów rocznie do 10 mld;
  • kraje afrykańskie na południe od Sahary stoją w obliczu największej w historii katastrofy demograficznej; epidemia AIDS spowodować może wymarcie 50% społeczeństwa w niektórych rejonach Afryki, np., w RPA 50% obecnego pokolenia dzieci poniżej 15 lat umrze w przeciągu kilku zbliżających się lat, a w Botswanie aż 75%;
  • katastrofa demograficzna zagraża również Rosji: średnia długość życia mężczyzn spadła tam z 65 do 57 lat; podobnie inne kraje byłego bloku wschodniego borykają się ze spadkiem poziomu życia i niskim przyrostem naturalnym;
  • kraje takie jak Stany Zjednoczone i Wielka Brytania przeżywają rozkład usług społecznych i infrastruktury, czego przykładem jest kryzys energetyczny w Kalifornii czy katastrofy kolejowe w Anglii. Średnia siła nabywcza 80% amerykańskiego społeczeństwa spadła prawie o 30% w ciągu ostatnich 25 lat, podobny trend widać też w innych krajach rozwiniętych, gdzie wraz z upadkiem gospodarki realnej rośnie bezrobocie i napięcia społeczne.

Listę tę można wydłużyć dodając do niej trwający od krachu meksykańskiego z 1995 r. kryzys na światowych rynkach finansowych, zamykanie zdolności produkcyjnych, rosnące bezrobocie oraz brak żywności w wielu rejonach świata.

W tym miejscu wyjaśnić należy, co kryje się za terminem globalizacja. Należy uczynić to bardzo ostrożnie, by nie paść ofiarą mylącej propagandy. Nie ulega wątpliwości, że celem każdej moralnej osoby powinno być uczestniczenie w procesie prowadzącym do zagwarantowania godnego poziomu życia dla ludzi na całym świecie: dostępu do oświaty, służby zdrowia, energii, wody pitnej, dóbr konsumpcyjnych itp. Cel ten można osiągnąć jedynie w ramach szerokiego programu globalnego obejmującego podział pracy, wymianę technologii, osiągnięć naukowych i ogólnie współpracę gospodarczą. Jeśli na tym polegałaby globalizacja, to należałoby ją popierać z całych sił i nazwać ją, za Papieżem Janem Pawłem II, „globalizacją rozwoju".

Niestety dzisiejsza globalizacja stwarza zupełnie inne warunki. Nie oznacza zwiększonego stopnia podziału pracy, ale malejące zdolności siły roboczej w imię post-przemysłowego społeczeństwa lub „wieku informacyjnego".

Oznacza przede wszystkim globalizację przepływu finansów. Od czasów Margaret Thatcher celem globalizacji jest usunięcie władzy suwerennego państwa narodowego i suwerennego rządu, reprezentującego interesy społeczeństwa, by na jego miejsce narzucić tak zwany wolny rynek i gospodarkę zdominowaną przez chęć usatysfakcjonowania akcjonariuszy. Pod hasłem „wolności i demokracji" prywatne interesy niewielkiej grupy oligarchii finansowej stawiane są ponad ogólny dobrobyt społeczeństwa.

Oznacza to powrót do okresu feudalizmu, zanim powstało nowoczesne suwerenne państwo narodowe w erze europejskiego renesansu XV wieku. Z tej perspektywy prawdziwym celem politycznym globalizacji jest ustanowienie dominacji anglo-amerykańskiej w skali światowej w rezultacie wyeliminowania suwerenności narodowej.

Koncepcja ekonomiczna ogranicza się do grabieży, polegającej na wyciskaniu środków płynnych z produktywnej gospodarki i kierowanie ich na rynki finansowe w celu powstrzymania krachu i załamania się piramidy prywatnego i państwowego zadłużenia, powstałego w rezultacie spekulacji finansowej. Krótkoterminowe zobowiązania zadłużonego globalnego systemu finansowego wynoszą dziś około 400 bln (sic) dolarów. Uczciwe podejście do tego problemu wymaga przede wszystkim uznania bankructwa systemu i jego reorganizacji w zdrowy sposób.

Stosowana w ramach globalizacji grabież nazywana jest prywatyzacją i deregulacją, a odbywa się w następujący sposób:

  • duże banki i korporacje finansowe kupują prywatne i państwowe firmy, by ogołocić- je z ich aktywów, zamienić- je na środki płynne i w ten sposób doprowadzić- nowo kupione przedsiębiorstwo do bankructwa;
  • społeczna i państwowa infrastruktura jest prywatyzowana, a nowi właściciele uzyskują dochód głównie z ograniczania inwestycji na konserwację i modernizację;
  • właściciele sprywatyzowanych zakładów użyteczności publicznej podnoszą cenę na usługi, np. energię, w ten sposób wyciskając pieniądze od konsumentów.

Metody te powodują zamykanie przedsiębiorstw, wzrost bezrobocia i spadek poziomu życia, a także rosnące zadłużenie budżetów centralnych i lokalnych samorządów, ponieważ to one płacić muszą za bezrobocie i ratowanie zrujnowanej infrastruktury. Kryzys energetyczny w Kalifornii jest tego najlepszym przykładem.

Przedsiębiorstwa produkcji i dystrybucji energii, jak np. Enron czy Reliant, zrobiły tam fortuny sprzedając elektryczność za spekulacyjne astronomiczne ceny, będące czasem kilkaset razy wyższe niż rok wcześniej. Taki nieprawdopodobny proces kradzieży doprowadził do bankructwa zakładów użyteczności publicznej i zagraża Kalifornii całkowitym wyczerpaniem jej zasobów finansowych.

W ciągu ostatnich dwóch lat jesteśmy świadkami prowadzącej donikąd polityki szefa amerykańskiego Banku Rezerw Federalnych, Alana Greenspana, i jego kolegów z banków centralnych na całym świecie. Ich główne zadanie polega na zachowaniu przy życiu balonu spekulacyjnego dzięki ogromnym wydatkom, szacowanym na 10 bln (sic!) dolarów, które finansują giełdy, różne fundusze inwestycyjne, obrót derywatami czy handel walutami. Taka ilość pieniędzy wystarczyłaby na uratowanie Afryki, zlikwidowanie bezrobocia w Europie czy modernizację infrastruktury w Stanach Zjednoczonych.

Dochody ze spekulacji możliwe są jedynie w warunkach sztucznie powstałego braku poszukiwanego produktu, jak np. energii. Deregulacja w tym przypadku oznaczała, po pierwsze, zamknięcie elektrowni i powstrzymanie inwestycji w konserwację sieci dystrybucji. Dlatego też globalizacja, deregulacja i liberalizacja, służące krótkoterminowym interesom spekulantów, z definicji sprzeczne są z długoterminowym rozwojem danego społeczeństwa i całej ludzkości.

 

Czy istnieje alternatywa?

Rosnąca liczba zdesperowanych bezrobotnych, bankrutujących rolników i ludzi wręcz głodujących w wielu rejonach świata słyszy następujące słowa: nie możecie zmienić globalnych struktur, globalizacja jest faktem, któremu nie można zaprzeczyć i wy nie macie na tyle wpływu, by zmienić ten system, dlatego musicie ratować się na własną rękę, organizować lokalną gospodarkę niezależną od globalnych trendów, innymi słowy, odłączyć się od tego, co dzieje się na świecie i zorganizować wasze życie społeczne zgodnie z potrzebami waszego regionu.

Choć taka propozycja może wydawać się początkowo dobrym rozwiązaniem, po bliższym przeanalizowaniu okazuje się być pułapką, niestety coraz bardziej popularną wśród kręgów kościelnych, organizacji charytatywnych, rolniczych i partii politycznych. Niedawno taki lokalizm został przedstawiony jako alternatywa globalizacji na tzw. Światowym Forum Społecznym zorganizowanym w Porto Alegre (Brazylia) przez przeciwników Światowego Forum Gospodarczego w Davos.

W celu adekwatnego wytłumaczenia „logiki" stojącej za kampanią o „gospodarkę opartą na lokalnych społecznościach" należy cofnąć się do lat sześćdziesiątych. W tym okresie anglo-amerykańska elita finansowa zapoczątkowała, z pomocą czołowych instytutów badawczych i akademickich, tj. Ford Foundation i Rockefeller Foundation, zmianę paradygmatu myślenia od społeczeństwa przemysłowego do „post-przemysłowego społeczeństwa" (czy też społeczeństwa informatycznego, opartego na usługach). Polityczny i ideologiczny motyw tej zmiany miał dwie płaszczyzny, po pierwsze, chodziło o porzucenie polityki długoterminowych inwestycji w przemysł, infrastrukturę, naukę i oświatę w celu skierowania środków pieniężnych na krótkoterminowe inwestycje głównie w spekulację finansową, po drugie, uznano, że społeczeństwo pozbawione koncepcji postępu, rozwoju nauki i gospodarki łatwiej poddaje się kontroli.

Ktoś mógłby powiedzieć, że z punktu widzenia elit żyjące w ubóstwie społeczeństwo stanowi większe ryzyko i niebezpieczeństwo, gdyż głodni ludzie mogą uciec się do przemocy, a nawet ci, którzy żyją w dostatku, mogą przyłączyć się do nich z poczucia solidarności. Co jednak się stanie, jeśli przekona się społeczeństwo, że głód i zacofanie gospodarcze należy traktować jak klęskę żywiołową, którą możemy kontrolować eliminując „tylko" tych, którzy są kłopotliwi. Oczywiście w naszym cywilizowanym świecie nikt nie powie otwarcie o „wyeliminowaniu" czy „zabiciu", używa się więc terminu „redukcja przeludnienia". Zagrożenie rzekomym przeludnieniem zostało po raz pierwszy przedstawione w opublikowanej w 1971 r. książce Klubu Rzymskiego „Granice wzrostu". Jej autorzy utrzymywali, że rosnąca liczba ludności jest najpoważniejszym problemem przyszłości.

Klub Rzymski wspólnie z takimi organizacjami jak World Wildlife Fund (WWF), The Worldwatch Institute, The Gaia Foundation czy ONZ i organizowane przez nią konferencje na temat bomby demograficznej, już 25 lat temu domagał się redukcji liczby ludności Ziemi do 2 mld! Nie wymyślił jednak niczego nowego, gdyż już w 1798 r. Thomas Malthus opublikował esej „O ludności", w którym żądał, by pozwolić naturze wyeliminować za pomocą głodu, chorób czy wojen tych, którzy nie byli w stanie znaleźć sobie miejsca przy stole „matki natury". Teorię Malthusa bezsprzecznie podważył postęp naukowy i technologiczny XIX wieku, dzięki któremu stół „matki natury" znacznie się powiększył.

Pomimo tego, 270 lat po ukazaniu się pracy Malthusa, jego uczniowie próbują jeszcze raz przekonać ludzkość co do słuszności jego teorii. Ich motywy i pracodawcy są tacy sami. Chodzi o zachowanie struktury gospodarczo-politycznej, w której stół „matki natury" nie będzie się powiększał! Porządek feudalny okresu poprzedzającego uprzemysłowienie nie był w stanie wyżywić rosnącej liczby ludności kolonialnej Anglii. Nietrudno przewidzieć, że porządek oligarchiczny planowany na okres, który ma rzekomo nastąpić po fazie uprzemysłowienia, z pewnością nie będzie w stanie utrzymać przy życiu 6 mld ludzi. Jeżeli jednak społeczeństwo da się przekonać, że pozwolenie na wymarcie tzw. „bezużytecznych zjadaczy chleba" w rezultacie głodu i chorób jest zgodne z prawem natury, nie tylko nie będzie ono oskarżać polityki gospodarczej o masowy głód, ale uzna nawet w pewnym momencie, że epidemie i wymieranie ludzi z głodu jest pożądane, gdyż przywraca odpowiednią równowagę w naturze. Jeśli ktoś wątpi, że są osoby życzące sobie czegoś takiego, wystarczy przypomnieć słowa wierzącego w reinkarnację księcia Filipa, męża Królowej Brytyjskiej, który wyraził życzenie, by wrócić na Ziemię jako śmiertelny wirus i zlikwidować w ten sposób problem przeludnienia, lub radykalnej grupy eko-terrorystów, „Earth First!", której członkowie w latach 80-tych uznali, iż z punktu widzenia kontroli ludności Ziemi rozprzestrzenianie się epidemii HIV-AIDS jest pozytywnym zjawiskiem.

Trzydzieści lat po opublikowaniu raportu Klubu Rzymskiego przerażenie wzbudza fakt, że ideologia Malthusa rozprzestrzenia się w kręgach naukowych i realizowana jest w ramach różnych programów politycznych. Przykładem tego jest legalizacja eutanazji w Holandii czy słowa prezydenta sławnego niemieckiego Instytutu Maxa Plancka, prof. Markla, który w styczniu br. zaapelował w wywiadzie dla „Frankfurter Rundschau" o redukcję ludności świata do 2 mld.

Jaki jest związek między powyższym a gospodarką opartą na lokalnych społecznościach ? Odpowiedź jest prosta. Polityka gospodarcza zmierzająca jedynie do samowystarczalności i utrzymania lokalnej kontroli doprowadziłaby do załamania się większości infrastruktury (kolei, autostrad, mostów itp.), przemysłu i rolnictwa do takiego stopnia, iż spadek ludności Ziemi do 2 mld stałby się nieunikniony.

Nic dziwnego więc, że głównymi propagatorami teorii lokalnej gospodarki są neo-malthuzianiści lub osoby współpracujące z instytucjami reprezentującymi neo-maltuzjanizm.

 

Gospodarka lokalna a neo-maltuzjanizm

Jednym z najbardziej znanych autorów piszących na temat gospodarki lokalnej jest David Korten. W 1990 r. opublikował on książkę „Kiedy korporacje rządzą światem" dzięki pomocy takich instytucji jak Ford Foundation, Rockeffeler Foundation i Deep Ecology Foundation. Wszystkie one popierają ideę redukcji ludności świata.

Główne tezy Kortena brzmią następująco:

  1. Państwa narodowe ulegają rozkładowi. Korten popiera przeróżne ruchy separatystyczne, jak np. Zapatista w Meksyku, twierdzi też, że Stany Zjednoczone i Kanada powinny zostać podzielone na mniejsze regiony i lokalne społeczności. Należy im nadać prawo emisji własnej waluty, proponuje Karent, oraz ograniczyć jej odpływ poza granice danego regionu, tzn. popiera koncepcję autarkii..
  2. Ustanowić należy rząd światowy w celu zachowania pokoju (za pomocą oddziałów ONZ-tu), wśród zubożałych oddzielonych od siebie regionów i mini państewek. W tym względzie Korten nie różni się od promotorów globalizacji.

Korten atakuje globalizację za zbytnie zwiększenie produkcji, co oczywiście nie jest prawdą, gdyż globalna produkcja zmalała. Korten wykorzystuje jednak ten argument, by ustanowić związek między gospodarką opartą na lokalnych społecznościach a ekologią. Odrzuca w ten sposób element twórczego potencjału ludzkiego umysłu i twierdzi, że „gospodarka człowieka jest integralną częścią natury". Ponieważ takie założenie jest sprzeczne z chrześcijaństwem, Korten uważa, że „wszystkie nasze problemy wywodzą się z tradycji judeo-chrześcijańskiej".

Jego odpowiedzią na ten „problem" jest Malthus. Choć zdaje się krytykować globalizację i wykazuje jej fiasko, jego rozwiązanie jest zgodne z życzeniami globalistów, gdyż domaga się redukcji ludności Ziemi, utrzymując, że jest to jedyny sposób na „przeżycie" obecnego kryzysu, przynajmniej dla niektórych ludzi. („EIR";1997, nr 33)

Spójrzmy na jeszcze jedną prominentną osobę wśród „przeciwników globalizacji" promujących gospodarkę lokalną, mianowicie na Teddy Goldsmitha, brata zmarłego niedawno spekulanta, Jimmy Goldsmitha. Teddy był jednym z organizatorów niedawnej konferencji sponsorowanej przez organizację World Social Forum w Porto Alegre w Brazylii, która miała być przeciwwagą dla konferencji w Davos. Jedynym tematem dyskutowanym na konferencji, obok tzw. podatku Tobina było ogłoszenie moratorium na długi zagraniczne. Jednak ani jeden prelegent nie przedstawił programu odbudowy gospodarki świata, zlikwidowania głodu, chorób, rozwoju infrastruktury etc.

Konferencja zamieniła się w groteskowe przedstawienie, gdy jej organizatorzy nawiązali kontakt telefoniczny z przebywającymi w Davos kilkoma przedstawicielami MFW i Georgem Sorosem, który w rozmowie z nimi poparł podatek Tobina na operacje spekulacyjne! Uczestnicy brazylijskiej konferencji uznali to za przełomowe zwycięstwo. Być może jednak Soros uznał, że Davos i anty-Davos w Brazylii niewiele różnią się od siebie.

Potwierdza to chociażby fakt, że konferencja w Porto Alegre zaczerpnęła wiele idei z deklaracji Sienskiej z 1998 r., atakującej „przemysłowe rolnictwo" i wzrost gospodarczy jako główne problemy dzisiejszego świata !

Deklaracja z Sieny (napisana w czasie spotkania w willi Goldsmitha w Sienie) apeluje o „przekazanie kontroli nad gospodarką lokalnym społecznością, usunięcie paradygmatu nieograniczonego wzrostu gospodarczego, który ślepy jest na granice ekologiczne i dąży do maksymalizacji konsumpcji i produkcji materialnej". Jej autorzy domagają się „rozwoju autonomicznych, regionalnych i lokalnych kół produkcji i konsumpcji opartych głównie na możliwych do odtworzenia lokalnych zasobach energii i surowców naturalnych".

Wszystkie te założenia znalazły się w deklaracji w rezultacie kooperacji z Międzynarodowym Forum Globalizacji (IFG), założonym w 1994 r. Jej dyrektor, Jerry Mander, współpracuje z fundacją „Deep Ecology", która popiera żądania norweskiego maltuzjanisty, Arne Naessa, utrzymującego, że optymalna liczba ludności Ziemi wynosi 500 mln. Nie powinno więc dziwić, że Teddy Goldsmith już w latach 70-tych, jako redaktor czasopisma „Ecologist" popierał otwarcie masowe mordy Pol-Pota w Kambodży. W 1972 r. Goldsmith opublikował książkę pt. „Projekt przeżycia" (Blueprint for Survival), która nawiązywała do książki Klubu Rzymskiego „Granice wzrostu" i domagała się redukcji liczby ludności Ziemi do 2 mld. Warto też dodać, że Teddy Goldsmith jest od 50 lat znaczącą osobistością brytyjskiej oligarchii, posiada kontakty z wywiadem, a także założoną przez księcia Filipa organizacją ekologiczną, World Wildlife Fund. („EIR"; 1998 nr 51, 2001 nr 6)

Można więc powiedzieć, że podstawowym argumentem osób proponujących lokalne zarządzanie gospodarką jest wiara w maltuzjanizm i konieczność redukcji liczby ludności, następnie oczywiste objawy fiaska globalizacji wykorzystywane są do stworzenia ruchów społecznych, które oficjalnie atakują globalizację, ale dążą do tych samych celów, co globaliści, to znaczy powrotu do feudalizmu sprzed okresu uprzemysłowienia, który rzeczywiście wymagałby zmniejszenia potencjału ludności do 1-2 mld.

Gospodarka oparta jedynie na lokalnych zasobach doprowadziłaby szybko do katastrofy demograficznej, z prostej przyczyny, iż nie byłaby w stanie utrzymać podstawowej infrastruktury:

  • System transportowy można rozbudować - i konserwować - jedynie w skali całego kraju, a często przy współpracy międzynarodowej; to samo można powiedzieć - o systemie energetycznym, który może funkcjonować - efektywnie jedynie w skali kraju.
  • System oświaty i służby zdrowia nie zawsze może polegać- na zasobach lokalnych, szczególnie szkolnictwo wyższe, szpitale itp.
  • Rolnictwo wymaga nowoczesnych maszyn, nawozów sztucznych i energii, które nie zawsze pochodzą z zasobów regionalnych; rolnictwo pozbawione wsparcia przemysłu będzie w stanie wyżywić - jedynie 50% obecnej liczby ludności;
  • Produkcja przemysłowa zależy od przepływu materiałów w skali krajowej i globalnej, tzn. od przepływu technologii, maszyn, półproduktów, surowców, a także siły roboczej.

Ci, którzy mają jeszcze wątpliwości co do powyższych argumentów powinni wyobrazić sobie następującą sytuację. Polska zostaje podzielona na kilka rejonów i lokalne samorządy, które już teraz często borykają się z finansowaniem szkół czy służby zdrowia, mają za zadanie pomóc lokalnej społeczności w stworzeniu nowych miejsc pracy. Jak wyglądałoby to na Kaszubach czy Mazurach? Czy rzeczywiście bankrutujący rolnicy lub pracownicy rozwiązanych PGR-ów uzyskaliby tam przyzwoity dochód z turystyki albo handlu przydrożnego ze Wschodem? Już teraz zamykanie „niedochodowych" lokalnych linii kolejowych jest tragedią dla wielu regionów, gdyż eliminuje tani transport do miejsc pracy i szkół. Jak odizolowana w taki sposób społeczność może sobie sama poradzić z kryzysem gospodarczym? Otwierając jakieś zakłady usługowe dla bezrobotnych sąsiadów? Czy w takiej sytuacji duże miasta jak Warszawa lub Poznań dałyby sobie radę z ogromną liczbą napływowej ludności szukającej tam pracy? Być może upodobniłyby się do takich metropolii jak stolica Meksyku, gdzie miliony ludzi mieszka w slumsach na obrzeżach miasta, gdyż nie ma nadziei na zatrudnienie w rodzinnych stronach.

Nie ulega wątpliwości, że jedynie szeroki program rozbudowy infrastruktury i przemysłu, integrujący całe terytorium kraju i angażujący sąsiadów może rozwiązać problem blisko 20% bezrobocia w Polsce.

 

Prawdziwe remedium

Jeśli chcemy zapewnić nie tylko przetrwanie, ale też godne warunki życia dla 6 mld ludzi, musimy rozpocząć od odrzucenia dogmatu post-przemysłowego społeczeństwa i neomaltuzjanizmu, które zdominowały decyzje polityczne ostatnich 30 lat, a następnie wrócić do idei rozwoju światowej gospodarki, zapoczątkowanego wraz z rewolucją przemysłową.

Oznacza to rozpoczęcie walki o sprawiedliwość gospodarczą, równoznaczną z niepodważalnymi prawami człowieka, o które walczono w latach 60-tych. Symbolami tej walki byli wtedy John F.Kennedy, Martin Luther King czy papież Paweł VI, autor encykliki „Populorum Progressio".

Duch tego okresu odrodził się niedawno w czasie związanej z obchodami roku jubileuszowego kampanii, w czasie której członkowie włoskiego Senatu zaapelowali o pilne reformy globalnego systemu monetarnego i finansowego, zgodnie z propozycją nowego systemu Bretton Woods, nawiązując w ten sposób do koncepcji amerykańskiego ekonomisty, Lyndona LaRouche'a. Jej założenia wyrazić można krótko w następujących punktach:

  • wprowadzenie zakazu wszelkich form niemoralnej spekulacji finansowej, z powodu której całe narody doprowadzono do ruiny, czego przykładem jest tzw. kryzys azjatycki 1997 r.;
  • powrót do stabilnych kursów wymiany walut w celu ułatwienia długoterminowych inwestycji w projekty rozbudowy infrastruktury i przemysłu w skali krajowej i międzynarodowej;
  • odebranie działającym w skali globalnej prywatnym interesom w sferze bankowości i finansów prawa do decyzji o kredytach, walucie i polityce monetarnej poszczególnych państw i przekazanie tego prawa suwerennym rządom narodowym;
  • odbudowa w ramach nowego Bretton Woods zbankrutowanych gospodarek dzięki skoncentrowanemu wysiłkowi zmierzającemu do rozbudowy i modernizacji podstawowej infrastruktury transportowej, energetycznej i wodnej, a także oświaty i służby zdrowia. Tego rodzaju program „New Deal" w tradycji F.Roosevelta w skali krajowej i międzynarodowej stymulować będzie proces wzrostu gospodarczego.

Teoretyczną podstawą takiego procesu jest odrzucenie argumentu zagorzałych ekologów, według którego człowiek zmuszony jest przystosować się do granic narzucanych przez naturę. Rzeczywistość wygląda jednak zupełnie inaczej, gdyż człowiek jest jedynym gatunkiem, który potrafi wielokrotnie zwiększyć swoją potencjalną gęstość zaludnienia. To człowiek kształtuje swoje naturalne środowisko, tak jak natura kształtuje martwe środowisko naszej planety. Człowiek czyni to zwiększając natężenie przepływu energii w produkcji i w procesach kształtujących życie. W kategoriach gospodarczych oznacza to, że człowiek nieustannie szuka nowych źródeł energii, na których oprzeć może procesy zachodzące w gospodarce.

Warto przypomnieć znany wszystkim proces: jako źródło energii człowiek stosował kiedyś drewno, potem parę wodną, węgiel, ropę naftową, w końcu reakcję jądrową, teraz natomiast zaczynamy rozwijać reakcje związane z materią i anty-materią. Na każdym stopniu prowadzącym na wyższy poziom pierwotnej i wtórnej produkcji energii, zadania nauki i technologii stają się coraz bardziej złożone i wymagają większego zróżnicowania siły roboczej, dlatego też liczba ludzi zaangażowana w ten proces powinna stale rosnąć! Z drugiej strony, jedynie tego rodzaju postępujący rozwój nauki i technologii może zagwarantować godne warunki życia dla niezbędnej rosnącej liczby ludności.

Świat nie jest zorganizowany „z dołu w górę", innymi słowy, darwinistyczne twierdzenie, że wyższe formy życia wywodzą się od niższych form mija się z prawdą nie tylko z punktu widzenia teologii, ale też nauk ścisłych. Jak istnieć może jakakolwiek forma życia, bez wcześniejszego istnienia zasady życia? W niniejszy artykule nie ma miejsca na głębsze rozważania na ten temat, wystarczyć więc musi tylko krótkie stwierdzenie, iż dalszy rozwój i przeżycie ludzkości zależy nie tylko od prawidłowego zrozumienia procesów, które rządzą powstaniem i nieprzerwaną egzystencją wyższych form życia, ale również od zdolności kontrolowania tymi procesami.

Na przykład, w celu opanowania epidemii AIDS czy innych bolączek takich jak choroba wściekłych krów konieczne będzie osiągnięcie przełomu w naukach medycznych, który wychodziłby poza bezowocne badania w biologii molekularnej czy inżynierii genetycznej. Zaś w celu uzyskania lepszej kontroli nad klęskami żywiołowymi czy zmianami klimatycznymi musimy doprowadzić do przełomu w astrofizyce i w innych dziedzinach nauki, co będzie możliwe jedynie, gdy zaczniemy zakładać pierwsze stałe kolonie na innych planetach. Nie ulega wątpliwości, że lokalna gospodarka nigdy nie zdołałaby wyprodukować technologii, która mogłaby podołać takim zadaniom. Jedynie intensyfikacja współpracy między naukowcami, inżynierami i ludźmi różnych profesji może zapewnić sukces w tak szerokich przedsięwzięciach.

Gospodarka w skali kraju jak i całego świata musi być postrzegana jedynie jako narzędzie konieczne dla wypełnienia zadań związanych z przeżyciem ludzkości. Osiągnąć je można za pomocą kontrolowania i polepszenia naszego środowiska, przy czym za środowisko uznać należy nie tylko naszą planetę Ziemię, ale przynajmniej całą galaktykę.

Na koniec chciałbym zacytować słowa Lyndona LaRouche'a, zaczerpnięte z jego niedawnej pracy. Pisze on w niej o programie gospodarczym znanym pod nazwą eurazjatycki most lądowy oraz innych podobnych programach w kontekście poszukiwania odpowiedzi na pytanie o stosunek między człowiekiem a światem, gdyż tylko odpowiedź na takie pytanie uzyskana w uczciwy naukowy sposób umożliwi nam całkowite zdyskredytowanie neomaltuzjanizmu i dogmatu o konieczności redukcji liczby ludności Ziemi.

Chodzi o los naszej cywilizacji, reprezentującej rozwój kulturalny począwszy od starożytnej Grecji, poprzez chrześcijaństwo aż po renesans europejski. Proces globalizacji, neoliberalizm, deregulacja i tym podobne ideologie doprowadziły ludzkość na niższy poziom kulturalny, cofnęły ją z poziomu względnego rozwoju na poziom infantylizmu, gdyż dominujące poglądy naszych czasów mają za cel jedynie manipulację człowiekiem, tak by wierzył, że rozumienie i kontrola nad procesami naturalnymi, czy biosferą, jest niemożliwa, a starania, by taką kontrolę uzyskać, prowadzą do katastrofalnych konsekwencji grożących naszemu przeżyciu. Poniżej publikujemy komentarz LaRouche'a dotyczący tej kwestii:

„Należy wyjaśnić, że długoterminowa polityka energetyczna ma dwa odróżniające się, ale jednocześnie związane ze sobą praktyczne znaczenia. Po pierwsze, oznacza osiągnięcie określonego efektu dzięki rozbudowie nowych zdolności produkcji energii, przy czym kolejne zakłady produkcji energii instalowane są zazwyczaj co trzy do pięciu lat. Po drugie, oznacza coś o wiele głębszego, mianowicie, spojrzenie na politykę energetyczną w kategoriach określonych przez znanego biochemika, Władymira Wernadskiego, który sformułował koncepcję noosfery.

W celu jej wyjaśnienia, podsumuję idee Wernadskiego w kontekście mojej własnej pracy w zakresie ekonomii fizycznej, jednocześnie korygując popularną choć niekompetentną opinię na ten temat.

Wernadski znany jest ze swojej definicji biosfery, według której atmosfera, oceany i znaczna część powierzchni Ziemi w głąb do dziesiątek kilometrów jest naturalnym produktem oddziaływania żywych procesów na martwą Ziemię jako taką. Podkreślił też, że tempo wzrostu biosfery rośnie wraz ze wzrostem działalności gospodarczej człowieka. W ten sposób określił naszą planetę, po pierwsze, jako ciało znajdujące się pod rządami biosfery, które z kolei znajduje się pod wpływem twórczej siły, tzn. ludzkiego potencjału twórczego. Następnie Wernadski zdefiniował to nałożenie intelektualnych sił twórczych - cechę charakterystyczną jedynie dla gatunku ludzkiego – na biosferę za sprawą działań w ramach realnej gospodarki, jako noosferę.

Oznacza to, że powinniśmy postrzegać kontynuowany przez ludzkość proces rozwoju podstawowej infrastruktury jako z punktu widzenia funkcji rozciągnięcie roli biosfery w generowaniu i utrzymaniu warunków koniecznych dla utrzymania życia ludzkiego.

Dlatego też, obszary stanowiące interes społeczny, jak transport publiczny, gospodarka wodna, rolnictwo, leśnictwo, produkcja i dystrybucja energii powinny być rozumiane, jak to określił Wernadski, jako naturalne produkty noosfery, w taki sam sposób, jak atmosfera czy oceany powinny być traktowane jako naturalne produkty biosfery. Z punktu widzenia nowoczesnej gospodarki rozwój ogólnej podstawowej infrastruktury oraz konserwacja i polepszenia biosfery należy postrzegać jako nieustający homogeniczny proces w obszarze noosfery.

Oznacza to, że jednym z zadań administracji państwowej jest zapewnienie, że masa lądowa Ziemi ulega poprawie, jako biosfera, w sposób gwarantujący poprawę warunków życia ludzkiego.

W tym celu, jako specjalista w dziedzinie ekonomii fizycznej, zaproponowałem wspólnie z grupą współpracowników wprowadzenie w ramach eurazjatyckiego mostu lądowego tzw. korytarzy rozwojowych. Są one oparte na sformułowanej wcześniej przez Fryderyka Lista i Henry C. Careya w kontekście systemu amerykańskiego funkcji transkontynentalnego systemu kolei, takich jak np. koleje integrujące Stany Zjednoczone od Atlantyku po Pacyfik jako jedno terytorium narodowe.

Analiza odpowiednich przykładów zarówno z historii starożytnej jak i nowożytnej wykazuje konieczność korelacji ogólnych szlaków transportowych z systemem produkcji i dystrybucji energii oraz systemem dróg wodnych zgodnie z jedną koncepcją. Rozbudowa tego rodzaju korytarzy o szerokości 50 mil lub więcej, stworzy warunki dzięki którym obszary w głębi lądu zazwyczaj o marginalnej wartości staną się wysoce produktywne i płodne gospodarczo.

Jeśli podejdziemy w odpowiedni sposób do takich szlaków rozwojowych, rezultatem będzie znaczne polepszenie biosfery zamieszkiwanej przez człowieka, nie zaś jej pogorszenie, jak uważają niektóre źle poinformowane osoby.

Obecny kryzys, zrodzony szczególnie z nierozważnej polityki Stanów Zjednoczonych ostatnich 35 lat doprowadził nas do punktu, w którym troska o przyszłe pokolenia powinna zmobilizować nas do realizacji polityki mającej za cel rozwój noosfery i tym samym polepszenie warunków życia.

 

Lekcje wynikające z badań kosmosu

Koncepcja rozwoju noosfery idzie w parze z innym ważnym elementem długoterminowej misji naszego kraju. Jednym z najbardziej efektywnych motorów postępu naukowego i technologicznego XX w. był program związany z badaniami przestrzeni kosmicznej. Większość przełomowych odkryć w nauce i technologii było produktem programów militarnych i kosmicznych lub osiągnięto je w symbiozie z nimi.

Z powodów, które przedstawiłem w szczegółach w innych pracach, ustanowienie zakładów produkcyjnych na Księżycu oraz wzorujących się na Los Alamos laboratoriów naukowych na Marsie ważne jest z punktu widzenia bezpieczeństwa na Ziemi, chociażby z powodu zagrożenia asteroidami. Takie przedsięwzięcia mają ochronić nas nie przed wyimaginowanymi gośćmi z kosmosu, lecz naturalnymi, biologicznymi kastastrofami, które są niejako wprogramowane w Układ Słoneczny. Dowody tego, że deszcze promieni kosmicznych uderzające Ziemię pochodzą z pełnej anomalii Mgławicy Raka, sugerują rodzaj problemów i korzyści, które wziąć musi pod uwagę misja naukowa skoncentrowana na kosmosie. Nie oznacza to, że mamy planować wizytę na tej Mgławicy w najbliższej przyszłości, ale powinniśmy ją studiować i przyjrzeć się bliżej efektom promieniowania na cechy charakterystyczne procesów żywych i martwych w Układzie Słonencznym i na samej Ziemi.

Misje badawcze dotyczące najbliższych nam obiektów Układu Słonecznego planowane byłyby na 25-50 lat, ale są one bezsprzecznie niezbędne i przyniosą natychmiastowe korzyści dla życia na Ziemi, dzięki praktycznemu wykorzystaniu dokonywanych dzięki nim odkryć.

Rozważając z punktu widzenia koncepcji Wernadskiego kroki wymagane w procesie reprodukcji środowiska Ziemi na powierzchni Marsa, zmuszeni jesteśmy spojrzeć w nowym świetle na stosunek między społecznością ludzką a jej noosferą i biosferą. Fakt, iż tak wiele ludzi w ostatnich okresie z powagą odnosi się do stanu biosfery, bez względu na to, czy rozumie w pełni tę kwestię, świadczy o naturalnej i zdrowej skłonności, by postrzegać przyszłe warunki życia ludzkiego jako wyznacznik misji dla tworzenia obecnej polityki.

Moralność, czyli klej spajający społeczeństwo jako jednostki ludzkie, nie zaś bestie na model Hobbesa, nie ogranicza się do lokalnych stosunków między żyjącymi obecnie ludźmi, lecz obejmuje też sposób, w jaki żyjąca obecnie moralna jednostka rozumie swe krótkotrwałe i kruche życie w stosunku do pokoleń żyjących w przeszłości i tych, które przyjdą w przyszłości. Pasja, jaka rodzi się w człowieku rozważającym swój stosunek do przeszłości i przyszłości, stanowi żywy krwioobieg prawdziwej ucywilizowanej moralności.

Bardzo często zadania, które wydają się mało myślącym osobom niemożliwe do wykonania, okazują się doskonałym motywem dla indywidualnych i wspólnych osiągnięć, od których zależą zdrowe społeczne stosunki.

Programy rządowe nigdy nie powinny kierować się obsesją bardziej oczywistymi natychmiastowymi zadaniami w stopniu, który usunąłby w cień rolę ludzkiej motywacji w dążeniu do osiągnięcia rzeczywiście ważnych celów. Bez rozwiniętego w pełni poczucia misji nawet dobrze zaplanowane wojny kończą się przegraną, kiedy dochodzi do walki, a zdolne oddziały nie dają sobie rady z lokalnymi zadaniami. Bez sięgających daleko w przyszłość celów motyw, by przynajmniej posuwać się do przodu jest dziś tak wątły, że nawet proste przeszkody wydają się być nie do pokonania, nawet jeśli w rzeczywistości są drobnostką. Nie możemy pozwolić, by nasze umysły były tak dalece opanowane przez mentalność księgowego, że pomijamy znaczenie spraw, których nie umieścił w budżecie, mianowicie ludzkiej motywacji, która w najlepszym swoim wyrazie napędza pracę obecnych i przyszłych pokoleń".

Frank Hahn

 

 


List otwarty do posłów w polskiego Sejmu

Doceniamy wielce inicjatywę polskich posłów skierowaną przeciwko Holandii za jej promocję eutanazji. Fakt, że realizowana w tym kraju eutanazja - polityka pochodząca z ciemnej przeszłości naszej cywilizacji - nie spotkała się jak dotąd z żadnym protestem czy przeciwdziałaniem, świadczy o moralnej obojętności reszty Europy. Z tego choćby powodu inicjatywa grupy polskich posłów ma ogromne znaczenie i może być postrzegana jako rzadki głos sumienia na scenie politycznej naszego kontynentu.

 Uważamy, że inicjatywę tę należy rozpatrywać jako pierwszy krok w kierunku pilnej i szerszej kampanii przeciwko nie tylko praktycznej polityce eutanazji, ale też jej teoretycznym podstawom, które nawet daleko poza granicami Holandii stały się cechą charakterystyczną obecnej polityki gospodarczej i społecznej, prowadzącej do utraty życia ludzkiego, czy to z powodu eutanazji, aborcji, eugeniki, czy też gwałtownego spadku demograficznego, nieuniknionych rzekomo epidemii lub gospodarczej katastrofy. Jeśli polityka ta nie zostanie zmieniona, nasza cywilizacja pogrąży się w mroczne wieki, porównywalne jedynie z rozkładem społeczeństwa Europy Zachodniej w XIV wieku.

 Efektywność i sukces walki przeciwko eutanazji zależy od zidentyfikowania i zwalczenia wszystkich przypadków niszczenia ludzkiego życia w imię politycznej czy gospodarczej „konieczności”. Eutanazja w Holandii jest drastycznym, ale nie jedynym przykładem takiego niszczenia. Odpowiednie jej porównanie z Nazistowską polityką eutanazji jest z pewnością pożyteczne w obecnej sytuacji. Warto więc przypomnieć, że już na długo przed przejęciem władzy przez Nazistów pojawił się argument, według którego

gospodarcza „konieczność” wymagała obcięcia wydatków na służbę zdrowia i inne programy społeczne. Argument ten stał się popularny w warunkach radykalnego darwinizmu społecznego i eugeniki – w klimacie ideologicznym, który po pierwszej wojnie światowej opanował nie tylko Niemcy, ale również kraje anglosaskie i Francję. Innymi słowy, połączenie darwinizmu społecznego w gospodarce i idei redukcji istoty ludzkiej do statusu biologicznego elementu stworzyło warunki do wprowadzenia eutanazji w latach 30-tych. 

 Spójrzmy z tego punktu widzenia na ostatnie dekady, które doprowadziły do obecnego kryzysu cywilizacyjnego. W latach 70-tych Klub Rzymski, żądając redukcji liczby ludności Ziemi do 2 mld osób (a Polski do 15 mln), połączył argument gospodarczy z „biologicznym”, jego ideologię nazwano więc neo-maltuzjanizmem. Do tego otwartego apelu o masowe ludobójstwo przyłączył się departament ds. ludności ONZ-tu, książę Filip i założona przez niego organizacja ochrony natury, WWF, oraz działające w skali globalnej instytucje finansowe, jak np. MFW. Neo-maltuzjanizm stał się w dużym stopniu kluczowym ideologicznym drogowskazem wielu Zachodnich biurokracji rządowych. 

 Wyznaczony cel realizowano za pomocą następujących środków:
- gospodarczej terapii szokowej narzucanej w ramach uwarunkowań i programów dostosowawczych MFW;
- zmiany myślenia w społeczeństwach uprzemysłowionych w kierunku fazy post-przemysłowej i radykalnej ekologii;
- globalizacji i deregulacji gospodarek narodowych.

 Dramatyczne rezultaty osiągnięte przez noe-maltuzajnistów w ciągu ostatnich 30 lat ilustruje m.in.:
- spowodowany epidemiami spadek demograficzny w Afryce, przekraczający stopień spadku ludności w ogarniętej plagą Europie w XIV wieku;
- spadek demograficzny w Rosji i groźba całkowitego załamania się infrastruktury tego kraju do roku 2003; rozkład gospodarek byłego bloku wschodniego, w tym Polski;
- dezintegracja społecznego systemu opieki zdrowotnej i oświaty w Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej w rezultacie finansowego zaciskania pasa, prywatyzacji i deregulacji;
- niszczenie rolnictwa i przemysłu oraz powiązane z tym bezrobocie i kryzys społeczny w skali globalnej w związku z polityką MFW;

 Jeśli zdołalibyśmy policzyć, ile osób straciło życie w rezultacie opisanej tu polityki, ich suma osiągnęłaby z pewności setki milionów. Innymi słowy, eutanazja i ludobójstwo wynikające z polityki gospodarczej są zjawiskiem trwającym już od dawna, a ich obecny zasięg jest o wiele większy niż kiedykolwiek w XX wieku. Fakt ten stanowi ogromne wyzwanie dla tych, którzy chcą działać zgodnie z moralnymi wymogami sumienia i uważają ochronę ludzkiego życia za nienaruszalne przykazanie. Aby sprostać temu

wyzwaniu należy znaleźć odpowiedź na pytanie, jak wyeliminować te elementy obecnej polityki gospodarczej i społecznej, które są odpowiedzialne za zniszczenie milionów istot ludzkich i jakie fałszywe aksjomaty ostatnich 30 lat ukształtowały tę politykę. Zmiana błędnych aksjomatów wymagać będzie kampanii o sprawiedliwy ład gospodarczy, to znaczy o niepodważalne prawo wszystkich narodów do rozwoju. O tym

właśnie mówi encyklika „Populorum Progressio” Papieża Pawła VI, w takim duchu przemawiają też encykliki Papieża Jana Pawła II, a także wiele jego inicjatyw związanych z obchodami Roku Jubileuszowego, np. apel o umorzenie długów. Troska o ludzkie życie jest też głównym motywem wieloletniej kampanii amerykańskiego ekonomisty, Lyndona LaRouche’a, o nowy sprawiedliwy ład gospodarczy.

 Kampania ta znalazła niedawno konkretny wymiar, kiedy włoski Senat wystąpił z apelem o natychmiastowe reformy globalnego systemu monetarnego i finansowego i ustanowienie nowego systemu Bretton Woods.

 System ten można przedstawić krótko w kilku punktach:
- wprowadzenie zakazu pozbawionej podstaw moralnych spekulacji finansowej, z powodu której wiele krajów stoi w obliczu ruiny gospodarczej, czego przykładem jest tzw. kryzys azjatycki 1997 r.,
- powrót do stałych kursów wymiany walut w celu pobudzenia długoterminowych inwestycji w projekty rozbudowy infrastruktury i przemysłu w skali poszczególnych krajów, jak i całych kontynentów,
- wzmocnienie narodowych suwerennych rządów poprzez ograniczenie roli globalnych finansowych instytucji w podejmowaniu decyzji na temat kredytu, walut i ogólnej polityki monetarnej poszczególnych państw;
- ożywienie zbankrutowanych gospodarek za pomocą skoncentrowanych inwestycji w podstawową infrastrukturę transportową, sektor energetyczny, zasoby wodne itp., oraz w oświatę i służbę zdrowia.  Tego rodzaju Rooseveltowski program New Deal w skali globalnej stanowiłby stymulację wzrostu gospodarczego i ogólnego ożywienia;

 Taki program odbudowy gospodarki zagwarantuje konieczne warunki materialne dla sfinansowania oświaty i opieki zdrowotnej dla każdej jednostki ludzkiej żyjącej dzisiaj i dla tych, którzy narodzą się w przyszłości.

 Zadaniem naszym powinno być wykazanie, że neo-maltuzjanizm jest nie tylko niemoralny, ale też pozbawiony wszelkich podstaw naukowych. Jeśli twórczy potencjał każdej jednostki zostanie odpowiednio wykorzystany dla rozwoju nauki i nowych technologii, ludzkość nie będzie miała problemów z zagwarantowaniem godnego poziomu życia dla rosnącej liczby ludzi na Ziemi. Wystarczy, że będziemy pamiętać, iż człowiek nie jest określony przez jego biologię, ale przez swoje zdolności kognitywne, nadane mu, jako małemu twórcy, przez Wielkiego Stwórcę.

 Dlatego też zwracamy się do posłów polskiego Sejmu o poparcie dla wspomnianego nowego systemu Bretton Woods i zwrócenie się z tą kwestią do polskiego rządu, Parlamentu Europejskiego oraz innych rządów i instytucji międzynarodowych.

 Życzymy sukcesu w kampanii przeciwko eutanazji.
 
 

 Grupa 65  polskich posłów wystąpiła na początku bieżącego roku z inicjatywą zmierzającą do postawienia Holandii w stan oskarżenia za stosowanie eutanazji. Instytut Schillera, od lat prowadzący kampanię przeciwko wszelkim formom niszczenia ludzkiego życia, publikuje powyższy otwarty list wyrażający poparcie dla inicjatywy posłów Sejmu RP, a także ideę dalszego jej poszerzenia.
 


odnosniki